Na górze róże, na dole... na…
Data: 19.09.2019,
Kategorie:
Lesbijki
wampiryzm,
bez seksu,
humor,
genderfluid,
Autor: Mjishi
Noc była wyjątkowo ciemna. Księżyc robił, co mógł, by rozjaśnić jej mroki, jednak nawet blask zbliżającej się pełni nie był w stanie przebić się przez gęste chmury. Co jakiś czas srebrna tarcza wyłaniała się i na chwilę rozświetlała Ziemię, by zaraz schować się za kolejnymi, pędzącymi po niebie obłokami.
W wyjątkowo zdziczałej części parku na obrzeżach Wrocławia, Jordan właśnie kończyła swoją nocną przekąskę. Wyjątkowo niesmaczną przekąskę. Ale czemu się dziwić? W tych czasach ludzie żyją zupełnie inaczej niż kiedyś. Żywią się tak zwanym jedzeniem śmieciowym, palą rakotwórcze zwitki jakiegoś szajsu, który ma niby udawać tytoń i godzinami siedzą na tych swoich niby jędrnych tyłeczkach zbudowanych na suplementach i siłce, która niczego do życia nie wnosi. No ale za modą trzeba iść. Dobrze, że chociaż trochę się jeszcze ruszają.
Dziewczyna, którą Jordan właśnie wypuściła z silnych objęć powoli zaczęła dochodzić do siebie.
— Ojej. Wszystko z panią w porządku? – zapytała przesadnie miłym głosem, podtrzymując chwiejącą się blondynkę. Lekko "pod wpływem”, oczywiście.
Młoda doktorantka właśnie wracała z imprezy u znajomych i zupełnie nie pamiętała, że przed chwilą służyła za pożywkę. W sumie… w tamtym momencie ogólnie niewiele pamiętała.
Skupiła wszystkie siły by zfokusować wzrok.
— Halo? Słyszy mnie pani? – dopytywała wampirzyca. Oczywiście teatralnie miło, ale nie mogła powstrzymać się, by nie wywrócić oczami, kiedy tamta wciąż nie mogła pozbierać myśli.
— ...
... Co… Co się stało? – zapytała całkiem nieporadnie.
— Nie wiem – skłamała Jordan. – Akurat wracałam do domu z nocnej zmiany i zauważyłam, że dziwnie się pani chwieje. Podeszłam i podtrzymałam panią. Leciała pani przez ręce. Czy mam wezwać pogotowie?
Na dźwięk słowa „pogotowie” dziewczyna momentalnie otrzeźwiała. Albo raczej… udawała, że otrzeźwiała. Bo we krwi prócz alkoholu, Jordan wyczuła też nieco kokainy.
— Nie, nie… dziękuję. Nie trzeba. Może po prostu zasłabłam… Ostatnio kiepsko sypiam… - tłumaczyła się. Już w pełni wyprostowana i gotowa, by odmaszerować.
mimowolnie pomyślała Jordan.
— Och, no dobrze. A odprowadzić gdzieś panią może? Pomóc w czymś? – odgrywała jedną ze swoich standardowych ról.
— Nie, nie… Dziękuję. Mieszkam tuż na skraju parku… Dziękuję. I przepraszam. Dobranoc – powiedziała i odwróciła, się by jak najszybciej odejść.
Jordan uśmiechnęła się do siebie. Niezwykle rada, że to krwiste faux pas* sobie poszło.
Coraz ciężej było zdobyć smaczną i zdrową krew. Jak nie śmieciowe żarcie, to nałogi. Jak nie nałogi, to choroby, jak nie choroby, to masa trendy ulepszaczy i stylizatorów. Matka Jordan z pewnością nie wyobrażała sobie, że tak będzie wyglądać życie jej potomków. Że będą zmuszeni zadowalać się takimi ochłapami, że mimo życia na bardzo wysokim poziomie, będą żywić się takim świństwem.
Przynajmniej smród perfum, którymi tak teraz lubią się wszyscy psikać, nie był na tamtej dziewczynie tak intensywny…
Jordan zaczęła się poważnie ...