Chcę więcej, kochanie (III)
Data: 28.03.2023,
Kategorie:
małżeństwo,
Brutalny sex
przygoda,
zazdrość,
Autor: Pablito
Rozdział III
Po zjeździe z autostrady Rafał skierował samochód ku majaczącej w oddali miejskiej zabudowie Częstochowy. Jednak po zaledwie kilku kilometrach skręcił z trasy w mało uczęszczaną drogę prowadzącą na prowincję.
– Daleko jeszcze, Papo Smerfie? – zapytała Klaudia lekko się niecierpliwiąc wędrówką po labiryntach wiosek i dzikich terenów.
– Już niedaleko – rzucił obowiązkową na takie pytanie odpowiedź. – A tak na serio, to pewnie z pięć kilometrów. Nie dalej.
– Skąd znasz to miejsce? – zapytała wyjmując pomadkę z torebki celem poprawienia makijażu.
Odchyliła osłonę przeciwsłoneczną i spojrzała w lusterko. Jednak wyboista droga nie dawała większych nadziei na poprawienie konturu ust.
– Musisz jechać po takich dziurach? – zapytała patrząc na zamazującą się w wibracjach twarz, którą widziała w lusterku. – Cała się rozmażę.
– Możesz się śmiało rozmarzyć – uśmiechnął się Rafał – a później nie zapomnij podzielić się ze mną tymi marzeniami. W detalach – spojrzał na nią i nieznacznie oblizał wargi.
– Wariat – skwitowała krótko i schowała pomadkę do torebki. – Czemu wybrałeś jazdę po jakichś wertepach?
– Od tej strony nie ma innej drogi, złotko – odpowiedział rozglądając się po bokach i włączając migacz. – Przez ten kawałek trochę nas potłucze. Te dwa kilometry dziurawego, jak ser szwajcarski asfaltu leży na granicy powiatów. Czyli żaden z nich nie chcę się do tej drogi przyznać.
– Jak to? – zapytała zdziwiona Klaudia. – To co, oni map nie ...
... mają? Przecież w księgach wszystko jest.
– Nie znam szczegółów, no bo i skąd? – Rafał podrapał się w policzek. – Od szefa wiem, że walczył o to, żeby naprawili ten kawałek, bo to jedyny dojazd do hotelu od tej strony zjazdu z autostrady. Oficjalna wersja mówi, że oba powiaty muszą się zsynchronizować z budżetami, co ma się wydarzyć coś koło dwa tysiące dwudziestego szóstego. Tak przynajmniej planują. Teraz nie ma mowy podzielić kosztów, bo maszyna drogowa jest za szeroka, żeby tylko jedną połowę przykryć świeżym dywanikiem. Zawadzi o część sąsiedniego powiatu, a to niedopuszczalne. Izba obrachunkowa i inne bzdety. Przynajmniej tak mówią oficjalnie.
– To jest oficjalna wersja? Rozumiem. A jaka jest prawdziwa?
– Władza – odpowiedział krótko – jak zawsze. Władza.
– Czyli wyszło, jak zwykle – skwitowała. – A ten twój szef jakoś niezbyt przekonujący, bo chodząc do nich po prośbie, niczego nie ugrał. Ta droga nie widziała nowego asfaltu od czasów Gierka.
– Oj, złotko – odpowiedział z pobłażliwą manierą – znasz się na milionie rzeczy, ale na polityce się nie wyznajesz. Tu nie chodzi tylko o pieniądze, lecz o prestiż i władzę. Żadna strona się nie przyzna, bo to niosłoby za sobą długofalowe skutki polityczne.
– Może dobrze, że się nie znam – dodała, chcą kończyć ten nużący ją coraz bardziej temat. Nie miała zamiaru rozmyślać nad polityką na powiatowym szczeblu, bo głowa ją bolała od wertepów. Nie mogła pojąć, jak dwa kilometry rozwalonej drogi może wpłynąć na losy ...