Dźwiękoczuła
Data: 18.05.2023,
Kategorie:
muzyka,
Lesbijki
romantycznie,
Autor: entalia
... patrzyli, na siedząco, lub leżąc na brzuchach. Przed namiotami wielki rogaty budda. Drewniana figura dająca schronienie przed słońcem, w brzuchu buddy wejście i ławka w środku. W mostku prawdziwe rośliny, kłębiła się bujna przyroda. Budda miał zamknięte oczy, twarz i ręce zdobione fraktalem regularnych linii, to trans, budda był w transie i kołysał się nieruchomy, ale nie tak naprawdę, to trans w który zapadł słuchając. W namiotach fantasmagoryczne galerie. Na każdym płótnie, muzyka. Tłumy wypoczywających nad brzegiem jeziora. Smok wikingów w parku. Punkty ze spożywką, wymalowane, jak obrazy na galeriach. Kąpiele topless. Wszystko z oddali wyglądało jak miasteczko kolorowych dachów. Na niektórych belkach konstrukcji, wisiały plakaty. Kto i kiedy będzie grać, gdzie warto iść, by posłuchać. W miejscach oddalonych od jeziora, stały beczki z wężami i spryskiwacze. Mimo, że lał się gęsty upał, wszystko błyszczało wilgocią, ludzie błyszczeli, polewali się często. Tuż obok, wynurzały się z ziemi dwie olbrzymie głowy, jedna zakopana tak, że tylko uszy i oczy nad ziemią, a druga leżała, na swojej dłoni, grzebiąc resztę ciała w piasku pod linią powierzchni. Na słupie stał mężczyzna i coś palił, łopotały kolorowe sztandary wyimaginowanych królestw wyobraźni. Pod wielką sceną mrowił się tłum półnagich ciał. Jedna, niespokojna fala, ludzkich emocji. Młodzi, starsi, wszyscy unosili się na dźwiękach, choć nie wysoko, bo tuż nad piaskiem. Potężne płachty dachowego namiotu, lekko marszczone ...
... wiatrem, nie wpuszczały do środka słońca, a i tak było tu gorąco. Łatwo się o kogoś odbić, z kimś zderzyć. Na estradzie bezimienne tancerki wyginały się, jakby uchylając od wibracji powietrza, sterowane niewidzialnymi żyłkami, pajacyki ludzkich ciał. Wszędzie tatuaże, pawie pióra, barwne chokery, wymyślne ozdoby, wymalowane brzuchy i muzyka, rytm, bas, perkusja i rozmaita odmiana dźwięków uzupełniających. Kolorowe włosy, długie dredy i ta siła, informacja drzemiąca w muzyce, każąca tym wszystkim ludziom ruszać się podobnie, szaleć w ten sam sposób, bez reguł, pójść i stoczyć się w głąb swych jaskiń. Kuse spódnice, nagie torsy, ręce uniesione wysoko i jakiś facet polewający ze sceny, roztańczonych, wodą z węża. To chyba zrobiło im dobrze. Tańczący się rozbierali, wirowały ubrania nad ich głowami. Muzyka dyktowała warunki, a oni pozostając w transie, niczego i nikomu nie obiecując, karmili oczy przygodnych, dynamiką swoich ciał, ich złożonym ruchem. Wszystko w rytmie narzuconym przez didżeja, ten patrzył z góry, wytykał nagusów palcami, śmiał się i kręcił potencjometrami, robił przesterowania, regulował wibracjami, to tłum go inspirował, podniecał i nakręcał.
Odkryłam inną scenę, na uboczu, z desek, pod słońcem pełnego nieba. Lał się żar, a kobieta w czerni zapraszała na scenę siedzących na około. Po środku długowłosy grajek szarpał spokojnie struny. Wsłuchani, wskazani, podrywali się i szli, jak ich prowadziła, ta kobieta w czerni. Może było tam kilkanaście osób, nie więcej. ...