1. Sucze ziele (I)


    Data: 04.10.2019, Kategorie: wakacje, delikatnie, Zdrada Fantazja czary, Autor: Wyssane Historie

    Gdy otworzyła drzwi, brzęk owadów przykrywający łąkę otaczającą budynek stołówki zlał się z charakterystycznym tłem dzwonienia sztućców i zastawy. Pachniało gotowanymi ziemniakami i smażonymi kotletami.
    
    Zbiorowe wczasy, zbiorowe żywienie, zbiorowa rozrywka. Ludzie rozmieszczeni po domkach i pokojach, upchnięci w ramach symultanicznego relaksu. Od typowości tej sytuacji odrywało ją jedynie to, że była sama.
    
    Rozejrzała się po oszklonej z trzech stron sali. Stoliki zajmowały rodziny, pary, grupy znajomych. Poczuła wzrok ściągający jej uwagę do wolnego miejsca przy dwuosobowym stole. Patrzył na nią i uśmiechał się, odrobinę za bardzo. Mendelejew. Szukanie pustego stolika nie wchodziło już w grę, nie mogła udawać, że na kogoś czeka, ani po prostu odwrócić się na stopie w japonce i wyjść.
    
    Oczywiście, w zasadzie mogła, ale brakło jej determinacji i pewności. Mimo tygodnia w zakolu Sanu nie wymościła sobie miejsca w społeczności wczasowiczów. Stan ducha, w jakim tu trafiła, nie pomagał w najmniejszym stopniu. Odwzajemniła niepewnie uśmiech i mijając jedzących ludzi, zbliżyła się do stolika.
    
    - Co dziś mamy? - zapytała
    
    - Kotlet z ryby z ziemniakami. I zupa szczawiowa. Niezbyt szykowne, ale sycące.
    
    Zasadnicza odpowiedź człowieka myślącego konkretami. Nie dająca jednak pożywki na dalszą rozmowę.
    
    - Przysiądź się, proszę.
    
    Musiała jeszcze wziąć swój talerz z kontuaru na końcu sali. Nie wiedziała, czy ma z grzeczności chwilę przysiąść i pogawędzić. Taka rozmowa ...
    ... mogłaby zakończyć się zgrzytem. Nie odrywał od niej wzroku. Odsunęła krzesło i usiadła, nie przysuwając do stołu.
    
    - Ależ się opaliłaś przez ten tydzień. Wylegujesz się gdzieś?
    
    - Coś Ty - odpowiedziała - głównie spaceruje. Słońce nie zna litości.
    
    Rozmowę o opaleniźnie dzielił krok od rozmowy o pogodzie. Po tym, jak nieśmiało śledził linię opalenizny przy ramiączku jej topu, czuła, że rozmowa ma drugie dno.
    
    Złapała jego spojrzenie i zanim zdążył się zmieszać, przerwała.
    
    - Ale mam swój sposób. Czasem wchodzę w żyto, tak żeby nikt mnie nie widział, rozbieram się do naga. Tak opalam się równiutko.
    
    Nie zaczerwienił się, ale ewidentnie nie miał riposty na tak śmiałe, choć pewnie fałszywe stwierdzenie. Nie kazała mu jednak jej znajdywać.
    
    - Skoro już się przysiadłam, pozwól, że dołączę do posiłku.
    
    - Oczywiście, przepraszam. Czekam na ciebie.
    
    Starała się, by kolejny uśmiech był przyjacielski i ciepły. Rozmowy z Mendelejewem, przez jej dystans i jego niepewność, zawsze oscylowały między banałem a niezręcznością.
    
    Schlebiało jej to naturalne, ukrywane za nieśmiałością zainteresowanie. Tym bardziej przeszkadzało jej, że nie potrafi się ani zaangażować, ani odrzucić jego starań.
    
    Mendelejew próbował ją podejść już parokrotnie. W czasie inauguracyjnego ogniska stale łapała jego spojrzenia. Przysiadł się, gdy wszyscy rozgrzali się już alkoholem i rozeszli po leśnej polanie. Wtedy opowiadał jej o sobie i wtedy stał się Mendelejewem. Był jednocześnie chemikiem i ...
«1234...»