Nie - Boska opowieść (II)
Data: 08.07.2023,
Kategorie:
piekło,
perwersyjnie,
Brutalny sex
miłość,
Fantazja
Autor: Nazca
... czyniło go nieobliczalnym, a przez to jeszcze bardziej niebezpiecznym.
— Możesz mi wierzyć, bądź nie — zwróciłem się do głowy upadłego księcia. — Jest mi jednak przykro z powodu twojej tragedii. Obyś chociaż tutaj odnalazł spokój istnienia...
— Bez jaj będzie chujowo... — odburknął Balberith. — Już wolałbym skończyć w Tartarze...
Nie wiedziałem jak mógłbym go pocieszyć, zresztą specjalnie nie miałem na to ochoty. Balberith sam długo i wytrwale pracował, aby skończyć w tym stanie...
— Żegnaj — odpowiedziałem więc i ruszyłem dalej.
Odchodząc usłyszałem jeszcze ostrzeżenie byłego księcia.
— Miej się na baczności Szemchazaju! Nie znasz dnia, ani godziny w której Belzebub przyjdzie i po ciebie! A wtedy niech otchłanie tartaru będą dla ciebie gościnne...
Cóż, wystarczyło mi, że to ja znałem termin zguby Belzebuba...
Opuściłem tę ohydną komnatę i krętymi schodami udałem się na samą górę pałacu. Tam gdzie przebywał Szatan.
Stłumiłem emocje, wyostrzyłem wszystkie zmysły. Poddałem się żądzy walki. Czas jakby spowolnił.
Byłem gotowy do starcia.
Właśni wchodziłem na ostatnie piętro, gdy usłyszałem krzyk Czterdziestego Czwartego.
Zatrzymałem się i poczekałem aż mój pomocnik dobiegł do mnie.
— Panie, panie! Stało się coś, o czym musisz wiedzieć...
— Cóż takiego się stało, przyjacielu...
— Szatan, Belzebub wezwał z Tartaru duszę księżniczki Isztar... Ona tutaj jest... Jest z Belzebubem i czeka...
Stanąłem jak wryty. Cała moja pewność siebie ...
... rozleciała się jak domek z kart.
Czas ponownie przyśpieszył.
Isztar tutaj była? Moja księżniczka? Moja żona? Po tylu tysiącach lat rozłąki...
Już nie myślałem o Belzebubie, ani o potrzebie zgładzenia go... Liczyła się tylko Isztar.
Poderwałem się do biegu i szybko pomknąłem do ostatniej komnaty, gdzie przebywała moja odwieczna miłość.
Rozpychałem się wśród kręcących się po pałacu arystokratów i słyszałem ich złorzeczenia, ale nie dbałem o to.
Otworzyłem drzwi komnaty i wdarłem się do środka.
Była tam ona.
Isztar. Tak piękna jak ją zapamiętałem.
— Szemchazaju! — krzyknęła i wyrwała się w moją stronę.
— Isztar! — Odpowiedziałem i ruszyłem ku niej.
Po chwili była już w mych ramionach. Przytuliłem ją jak najmocniej tylko potrafiłem, bojąc się, że może okazać się kruchą ułudą.
A jednak była prawdziwa.
Miała długie, kruczoczarne włosy... Jasną, gładką jak jedwab skórę... Smukłą talią... Między włosami miała wspaniały i niespotykany kwiat niebieskiej róży...
— Cóż, to za manieły — usłyszałem pełne zgorszenia słowa Cycerona. — Tak wtałgać do komnaty jego Jebliwości Belzebuba? To się kułwa nie godzi!
Nie zważałem na to, zajęty obcałowywaniem odzyskanej żony. Śliczny uśmiech nie schodził z jej twarzy.
Usłyszałem chropowaty głos Szatana.
— O jest i Szemchazaj... — rozpoczął mowę władca. — Szemchazaj, który nie odnalazł zdrajcy spiskującego przeciwko mnie... Szemchazaj, który nie złamał woli mojej świętoszkowatej niewolnicy, Adeli... ...