Eliza cz.3
Data: 12.07.2023,
Kategorie:
Lesbijki
Autor: ulsterka
... nalewała do kieliszków.
Znowu usiadłyśmy przy stole.
- Masz za sobą – powiedziałam to, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy, w końcu ochłonęłam – i masz mnie zabrać na niedzielny obiadek do mamusi? – zapytałam.
- Tak to wygląda – odpowiedziała z uśmiechem.
- Jasna dupa – z twarzą w dłoniach szepnęłam do siebie.
Wstałam i zajrzałam do lodówki, później zajrzałam do barku. Dwie butelki wina plus końcówka tego, co na stole.
- Szukasz czegoś? – zapytała.
- Nie, liczę flaszki – odpowiedziałam – też poczułam potrzebę nawalenia się – dodałam.
- Dwie są, po obiedzie trzeba będzie dokupić.
Wróciłam do kuchni, wino z barku wstawiłam do lodówki, pocałowałam siedzącą Elizę, obróciłam kotlety i usiadłam przy stole.
Wypiłyśmy znowu po pół kieliszka. „Niezłe tempo” – pomyślałam, ponieważ poczułam dziwne uczucie w głowie. „Nie, no po dwóch kieliszkach wina tak by mi się nie robiło, chyba stresik wzmacnia to winko.” – pomyślałam.
- Eliza… - zaczęłam.
- Tak? – natychmiast zapytała z iskierkami w oczach.
- Przecież ja zdechnę ze strachu zanim tam wejdę – cicho powiedziałam opuszczając wzrok na kieliszek obracany w dłoni.
- Ty??? To przecież prędzej ja, a nie zdechłam – odpowiedziała uśmiechając się.
Ziemniaki doszły, kotlety też. Zjadłyśmy obiad.
- Ty robiłaś, to ja zmywam – zaklepała sobie Eliza.
- Oki, to ja idę po wino. Czy może coś mocniejszego na drinki? – zapytałam.
- Może nie mieszajmy – powiedziała, a ja uznałam to za słuszną ...
... propozycję.
Eliza zabrała się za zmywanie, a ja wyciągnęłam z torebki „szmaciaka”, klucze
i portmonetkę. „Chrzanić to.” – pomyślałam o przebieraniu się, do sklepu miałam mniej niż sto metrów. Założyłam trampki do tego, co miałam na sobie i wyszłam. Stojąc w kolejce zastanawiałam się ile by tego trzeba było. „W domu dwa, jeszcze po dwa…, to razem po trzy na dwie babki, sporo…, a jak nie zadziała, bo będziemy przecież zajęte spalaniem alkoholu? Po cztery na łeb powinno wystarczyć.” – doliczyłam się. Wracałam targając sześć win. „Ja pierdzielę…, że ten szmaciak to wytrzymuje…?” – myślałam przy każdej zmianie ręki. W końcu dotarłam. Eliza już pozmywała, powycierała naczynia i nawet je pochowała. Czekała na mnie przy dwóch pełnych kieliszkach. Położyłam „szmaciaka” na blacie i po kolei wystawiałam wina.
- Czyja jest ta d**ga szczoteczka do zębów? Jak wczoraj od ciebie wychodziłam, to jej nie było – zapytała. Normalnie fizycznie czułam jej wzrok na plecach, tak czułam, że aż łaskotał.
Roześmiałam się.
- Ta zielona jest dla ciebie…, zazdrośnico. Kupiłam ją dzisiaj razem z kapciami, jak wracałam z pracy – znowu się roześmiałam kręcąc głową.
Eliza wstała, przytuliła się do mnie i pocałowała.
- Przepraszam, ale jak ją zobaczyłam, to mnie zmroziło, przepraszam, kochana jesteś – powiedziała.
- Dobra, już – mówiąc to upychałam do lodówki wina. Dwa ostatnie się nie zmieściły
i wylądowały w barku. Zdjęłam trampki i założyłam kapcie.
- Weź swoje wino i chodź na ...