1. Życie lubi zaskakiwać (VI) - Cisza…


    Data: 27.07.2023, Kategorie: para, Masturbacja rodzina, Autor: CichyPisarz

    - Chyba zostanę artystą-malarzem – zaśmiał się Włodi. – Takim… – szukał w głowie odpowiedniego nazwiska – Kandinsky’m na przykład. Widziałaś może jego dzieło –
    
    ? – zapytał retorycznie, patrząc na pławiącą się w oznakach jego spełnienia partnerkę. Sam natknął się na grafikę i zapamiętał to dzieło zupełnym przypadkiem, przeglądając coś w necie. Jak nic pasowało do sytuacji.
    
    Chwilę wcześniej nerwowo wycisnął z gardła wiele mówiące: “Ja już!”, na co ona zareagowała szybkim zejściem z zajmowanej pozycji na jeźdźca i zaczęła pieścić członka Włodiego ustami, choć wcale o to nie prosił. Wystarczyło kilka rytmicznych ruchów głowy, a on dyszał i mruczał z rozkoszy jak pieszczony kocur.
    
    I teraz patrzył na efekt wytrysku. Gruba struga nasienia przecinała po skosie całą twarz Mai, a kilka mniejszych, powodowane grawitacją, już nabierały nieregularnych rysów i zaczęły spływać po gładkiej skórze czoła, nosa i policzków. Zawsze godnie przyjmowała i przeżywała ten akt jego męskiego spełnienia.
    
    - Naturalizm nie jest zły – podjęła temat o sztuce. – Mdły, ale taki… jakby nie było prawdziwy – odwzajemniła jego uśmiech, ale bardziej zaśmiała się z powiedzianej oczywistej oczywistości. Wciąż jakby nic sobie nie robiła z obfitej ilości spływającego po twarzy lepkiego kleiku. – Miałeś niezłe pokłady… natchnienia, mój artysto – zaśmiała się, zbierając górnymi zębami i wargą porcję ejakulatu z dolnej części ust i go połykając. – Byłbyś płodnym artystą. Baaardzo – spojrzała mu prosto w ...
    ... oczy, wciąż z pogodnym grymasem twarzy.
    
    - Nie trafiłaś – ucieszył się, bo to zazwyczaj ona więcej wiedziała o… wszystkim. – Abstrakcjonizm – oznajmił, wyprowadzając ukochaną z błędu. – Kandinsky reprezentował abstrakcjonizm. Ja – spojrzał wymownie na ukochaną i swoje dzieło – chyba też bym mógł – zaśmiał się, patrząc na bezkształtne żelowe obiekty. – Acha, nie licz dziś na całusy – zapowiedział rozbawiony.
    
    - Sorry, skojarzyłam z Kostrzewskim – usprawiedliwiła się, choć pierwszy raz słyszała o wspomnianym przez partnera malarzu, a Kostrzewskiego pamiętała jeszcze z lekcji polskiego z liceum i tu była pewna, że trafiła z nurtem, który reprezentował. – A tak, już po tym wszystkim, liczyłam na czułości – poskarżyła się, nawiązując do jego zapowiedzi i pokazała oblepiony białawym żelem język.
    
    - Zapomnij. I to przynajmniej do jutra – sprecyzował, śmiejąc się oczami. – Białko długo się trawi – dodał. Zgadywał, ale brzmiało nieźle.
    
    - Nawet to najlepszej jakości? – odgryzła się.
    
    Patrzył jak ukochana liże prącie, jak wysysa z czubeczka wyciskane kropelki, czasem rozmazując wciąż napompowanym krwią kapeluszem zgromadzona na twarzy zawiesinę, by ponownie zatopić szczyt pały w ustach i mruczeć przy tym jakby kosztowała delicje. Nie spieszyła się. Bawiła się prąciem powoli, bezwstydnie, a zarazem beztrosko, niefrasobliwie.
    
    - Na… naprawdę ci to smakuje? – zapytał, drapiąc się przy tym po głowie. – Ale tak poważnie – prosił o szczerą odpowiedź.
    
    - Po co ci to wiedzieć? Jakie ...
«1234...21»