Z piekła rodem (I)
Data: 04.08.2023,
Kategorie:
kucharze,
biznes,
nienawiść,
rywalizacja,
bez seksu,
Autor: Adrenalinaaa
... kremem łagodzącym, a spierzchnięte usta nawilżającą pomadką. Gdyby nie lekki zaczerwieniony od pocierania chusteczkami nos, może nawet mogłabym mu się spodobać?
Jeżeli chodziło bowiem o pewność siebie, to ja grałam pierwsze skrzypce i nigdy nie krępowałam słowotoku, który wypadał z ust niczym morska fala przy burzy. Byłam „gadaśką”. Dziewczyną o pokręconym guście muzycznym, który nie pasował do stylu bycia oraz tą, która miała tendencje do rozmarzania na temat wielkiej miłości.
Miłość? Czekałam tyle lat, a ona jakby na złość była niczym uciekający autobus, na który już prawie się zdążyło. Co jednak można poradzić na to, że gdy już wsiadło się do środka, to nigdy nie był ten, którym można było dojechać do celu. W pośpiechu, zmęczona, zaatakowana zadyszką trzymałam się poręczy, a na ostrym zakręcie nie dawałam rady utrzymać równowagi. Wtedy nadchodził koniec i niespodzianka w postaci złej stacji, na której znów zostawałam sama.
Dlatego marzyłam. Marzyłam o byciu niezależną i pożądaną, a jednocześnie grzęzłam w czeluściach samotności. Zaproponowanie spotkania nie było wielkim wyczynem, to nawet nie odwaga była za to odpowiedzialna, a zegar biologiczny połączony ze strachem. Strachem, który wieczorami leżał obok i szeptał okropne rzeczy, aż kurczyło się serce.
Myśląc na takie tematy, kompletnie traciłam witalność. Na szczęście miałam powód, by kolejny raz otrząsnąć się ze smutku i spróbować stworzyć coś pięknego. Nawet jeśli nie z panem od biznesu, to samej. Tylko ...
... dla siebie, aby mieć coś, co się kocha. To nazywałam domem.
Zamykając drzwi od mieszkania, poczułam wibrację w lewej kieszeni. Ogrodniczki nie były chyba zbyt wyzywającym ubiorem na takie spotkanie? W końcu to tylko formalność, by odebrać klucze i wejść we własną przestrzeń.
- Witaj. - poznałam głos Adama.
- Cześć. - niczym głupia do sera, szczerzyłam swoje zębiska.
- Mogę po Ciebie przyjechać? Jeżeli oczywiście...
- Jasne. Róg Zielonej i Jasnej. Nie będę miała grabi, ale spokojnie poznasz małego krasnala ogrodowego.
- Dobrze. - słyszałam śmiech. - Będę za trzy minuty.
- Schodzę. - rozłączyłam połączenie i zamknęłam oczy. Kilka głębszych wdechów do płuc, a potem medytacja opanowania. Musiałam wykazać się spokojem mnicha, a przy takim facecie, potrzebowałam mocnej, silnej woli.
Cisza, która opanowała samochód, robiła się niezręczna.
- Dlaczego? - wypaliłam bez jakiejkolwiek zapowiedzi, rozwinięcia tematu.
- Słucham? - nie zrozumiał.
- Dlaczego po mnie przyjechałeś? Chyba nie traktujesz tak wszystkich klientek.
- Nie. - zauważyłam rozbawienie. Przyciszył dobiegającą z radia muzykę, a potem oblizał usta. - Wydałaś mi się strasznie ciekawa. Poza tym nie zawsze mam okazję jeździć z krasnalami ogrodowymi.
Zbyt dosadnie potraktował żarty. Moje metr sześćdziesiąt cztery nie były zbyt pomocne przy zawieraniu znajomości czy obronie, którą często wykazywałam w sposób agresywny. No bo kto bałby się skaczącego kurczaka z pianą na ustach?
- To nie ...