Pasierbica, czyli nadal nic nie jest…
Data: 20.08.2023,
Kategorie:
Incest
kazirodztwo,
Lesbijki
rodzina,
wulgaryzmy,
Autor: Agnessa Novvak
Późnowiosenne, porywiste podmuchy z równą zawziętością urządzają swawolne hulanki pośród mych ciemnozłotych loków, co targają resztkami poprzyklejanych na osypującym się, cmentarnym murze klepsydr. Za każdym razem, gdy tędy przechodzę, przystaję i przeglądam je jedna za drugą, odczytując półgłosem kolejne nazwiska. Może z czystej ciekawości, lub też obawy znalezienia – czy jak do tej pory, na szczęście, nieznalezienia – kogoś znajomego? Albo by jakoś pocieszyć się, że dzień po dniu tylu ojców, sióstr i niestety także mężów opuszcza ten padół łez i udaje się w ostatnią wędrówkę ku lepszemu światu? I nie mnie jedną spotkała tragedia w postaci nagłej śmierci najbliższej osoby?
Jakże nędzne i samolubne jest takie pocieszanie.
Nie miałam nie tylko siły, lecz i nawet pozorów ochoty, by zająć się czymś choćby z grubsza produktywnym. Zawinięta w spłowiały koc, spoglądałam tępo w spoczywający na kolanach styrany laptop, przeglądając bezmyślnie kolejne strony o niczym. Ostatecznie przerwałam głębokie rozważania nad ewidentnym upadkiem własnego gustu, oddając się podziwianiu młodziutkiej dziewczyny, uśmiechającej się prześlicznie z tapety.
Wtem kojącą ciszę przerwało stukanie, czy raczej brutalne dobijanie się do drzwi. Jak oparzona odrzuciłam komputer i podbiegłam do judasza. Widok, który w nim ujrzałam, sprawił, że z nerwów niemal urwałam klamkę. Stojącą naprzeciwko wejścia, solidnie wstawioną brunetkę znałam bardzo dobrze. Tyle tylko że zawsze widywałam ją w towarzystwie ...
... jeszcze jednej osoby, podejrzanie podobnej do tej z ekranu komputera, której teraz nijak nie mogłam dostrzec.
– Dzień dobry… znaczy wieczór… pani. Stało się… przyprowadziliśmy Jagodę, bo…
Spuściła przepraszająco wzrok i odeszła kilka kroków, odsłaniając zaczajonych w kącie korytarza dwóch rosłych chłopaków. Udających usilnie, że nie mają nic wspólnego z sytuacją, w której się znaleźli. Zmieszani i wstrząśnięci jednocześnie, podtrzymywali pomiędzy sobą szczupłą dziewczynę o potarganych blond włosach, potarganej koszulce we wzór rodem z dzieł Jacksona Pollocka – którego parę godzin wcześniej na pewno na niej nie było – oraz wcale nie mniej potarganej twarzy.
– Matko Boska Częstochowska, co tu się odjaniepawliło? Nie stójcie tak w progu, wnieście ją do środka! – Starałam się zachować spokój, co zważając na ilość rozchlapanej posoki, wcale nie było takie proste.
– Jak do tego doszło, nie wiem! Jak bozię kocham! Poszliśmy w małe melo na mieście, wszystko było superaśnie, i nagle Jagoda gdzieś się zawinęła! – Cała trójka zaczęła się nawzajem przekrzykiwać, próbując nieskładnie zrelacjonować przebieg wydarzeń. – A jak wróciła, to już tak wyglądała! To nie nasza wina! Pani wie, że my zawsze uważamy! Na siebie i na nią! Cały czas! Przecież tylko na chwilę poszła gdzieś sama, przysięgam! Serio! I w ogóle, no!
– Dobrze, dobrze, wystarczy już! – przerwałam tyradę, z której i tak nie miałam szans dowiedzieć się czegokolwiek konkretnego. – Posadźcie Jagodę na krześle! I… ...