1. To (nie?) jest kolejna opowieść o wirusie z koroną, czyli zło konieczne


    Data: 09.10.2019, Autor: AgnessaNovvak

    ***
    
    Kobieta w bielutkim, ostro pachnącym dezynfektantem kitlu niespiesznie odkłada wypełniony starannym pismem arkusz na biurko. Marszczy młodą, budzącą zaufanie twarz w pełnym zatroskania grymasie. Z pietyzmem przeczesuje sięgające pasa jedwabiste loki, z każdą chwilą coraz mocniej poddając się równie czarnym co one myślom. Ostatecznie wzdycha ciężko, opierając głowę na dłoniach.
    
    Niespodziewanie z zadumy wyrywają ją dobiegające z korytarza ciężkie kroki, zwiastujące pojawienie się w drzwiach ciekawskiego spojrzenia.
    
    – Pani ordynatorowa u siebie? – rozlega się zachrypnięty głos.
    
    – Mówiłam tyle razy, „ordynatorowa” to żona, a nie… zresztą nieważne! Przecież widać, że dyżur mam! – Rzeczona kierowniczka oddziału podnosi poirytowany wzrok. – I od razu uprzedzam, że jestem zajęta!
    
    – Bo wie pani, według mnie – siwowłosa pielęgniarka wprasza się do gabinetu i wypełnia krzesło tęgim zadkiem – nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Nie ma i chyba już nie będzie! Ja swoje przeżyłam, swoje widziałam i diabli mnie wciąż nie biorą, a tu tacy młodzi chorują! I umierają! Jak to wytłumaczyć?
    
    – My się najwyraźniej nie rozumiemy…
    
    – No właśnie! Do szkoły chodziłam, jak w sześćdziesiątym trzecim ta zaraza we Wrocławiu wybuchła. Najprawdziwsza ospa, nie jakieś tam kitajskie grypy! Calutkie miasto zamknęli! Lekarze chodzili w takich kombinezonach i wielkich goglach na oczy jak na motocykl, jak ja się ich bałam! – Wzdryga się mimowolnie. – A co jeszcze gorsze, nie mogłam ...
    ... nawet z domu wychodzić! W samym środku wakacji! I na dodatek wszystko strasznie chlorem śmierdziało!
    
    – Proszę mi nie przypominać, co się wówczas działo, ponieważ… – Przełożona przygryza język w ostatniej chwili – …mi pani opowiadała. Ostatnio bodajże przedwczoraj. Tymczasem skupmy się na bieżącej sytuacji, bo ona jest przecież najważniejsza, dobrze? Zrobiłam obchód i porównałam wpisy z ostatnich dni. – Pokazuje gestem papiery na stole. – I w większości przypadków widzę wyraźną poprawę. Tylko tym dwojgu z trzynastki się nie polepsza, choć robimy, co w naszej mocy…
    
    – Ja też o nich się najbardziej martwię! – Pielęgniarka przerywa po raz kolejny. – To jeszcze dzieci są! Rodzeństwo na dodatek! Co ich rodzice muszą teraz przeżywać? Muszę pani powiedzieć, że ja już naprawdę nie mam pojęcia, jak Stwórca…
    
    – Pani Tzarova! Dość tych dywagacji! – Surowy głos przerywa dyskusję. – Po pierwsze: proszę mnie nie brać na litość tekstami o „dzieciach”, bo te „dzieci” są pełnoletnie. Nawet jeśli nie wyglądają. A po drugie, nie mam najmniejszego zamiaru wnikać w działanie sił wyższych, lecz wiem doskonale, co pani powinna zrobić! Najlepiej natychmiast. Proszę: wstać, wyjść, przekazać innym, że mają mi nie przeszkadzać, a później wrócić do domu i porządnie się wyspać. Oraz koniecznie powiedzieć doktorowi Zuhausowi, że znów narobił burd… lupanaru w dokumentacji. I ma mnie jutro znaleźć, bo jak nie, to ja znajdę jego! – dodaje zimno. – Powtarzam: jutro, nie dzisiaj! Rozumie pani? A teraz życzę ...
«1234»