1. To (nie?) jest kolejna opowieść o wirusie z koroną, czyli zło konieczne


    Data: 09.10.2019, Autor: AgnessaNovvak

    ... dobrej nocy!
    
    *
    
    Momentalnie po szczęknięciu klamki ordynatorka oddziału chorób zakaźnych szpitala w Śmiertnej Górze nerwowo wbija palce w oblane zimnym potem skronie. Mało brakowało, a znów powiedziałaby zbyt wiele… Paradoksalnie nawiązania do hiszpanki – nie wspominając o dżumie, cholerze czy dowolnym innym morze sprzed wieków – bywają zwykle odbierane przez postronnych jako przejaw niecodziennego poczucia humoru. Względnie po prostu ignorowane. Co innego reminiscencje dotyczące wydarzeń relatywnie niedawnych, od których minęło nie więcej niż parędziesiąt lat, wciąż żyjących w pamięci naocznych świadków.
    
    Z wolna uspokaja się, kierując myśli ku zajmującemu izolatkę rodzeństwu w stanie praktycznie krytycznym. Zdaje sobie sprawę, że mimo targających nią wątpliwości już przecież podjęła decyzję. Nie może postąpić inaczej. Nie chce. Nawet jeśli nie będzie to proste – zwłaszcza przy dwojgu potrzebujących jednocześnie – ani… czy na pewno pozbawione przyjemności? Wcale nie tak małej, jak mogłoby się wydawać?
    
    Ostrożnie otwiera ciężką, zabezpieczoną najlepszymi dostępnymi metodami kasetkę. Wyjmuje z niej pękatą buteleczkę z ciemnego szkła, odkręca szlifowany korek i zaciąga nieco smołowatej cieczy do strzykawki. Wkłada ją wraz z pękatym, ciasno zasznurowanym woreczkiem oraz niewielkim, porcelanowym tyglem do kieszeni. Dla zachowania wszelkich pozorów zakłada rękawiczki, maseczkę oraz czepek i cichutko zamyka za sobą drzwi.
    
    Dla pewności rozgląda się ostatni raz po pustym ...
    ... korytarzu i bezgłośnie wchodzi do feralnego pokoju. Zapala lampkę nocną, odsłania twarz oraz dłonie i skupia wzrok na dwojgu pacjentów. Z każdą mijającą chwilą uświadamia sobie coraz wyraźniej, że pielęgniarka miała jednak rację – może i w świetle prawa oboje są dorośli, lecz tak naprawdę to wciąż dzieciaki. Radośnie naiwne, pełne nadziei na lepsze jutro, cieszące się chwilą… a przynajmniej teoretycznie, bo praktycznie jedynie bezduszna, migająca diodami aparatura utrzymuje je obecnie przy życiu.
    
    Nie po to jednak tutaj przyszła, by zostawić je własnemu losowi. Pamięta doskonale, że wszelkie zasady rządzące równowartą wymianą mówią absolutnie jasno i bezwzględnie: nie ma niczego za darmo. I być nie może. Teoretycznie jednak wystarczy nieco włosów, śliny lub najlepiej krwi, by w pełni spłacić zaciągnięte zobowiązanie. Jakkolwiek istnieją pewne płyny ustrojowe o dalece mocniejszym działaniu, jednocześnie pozwalające na…
    
    Starannie wykłada zawartość kieszeni na stolik i zaczyna cicho śpiewać. Nucąc niemożliwą do spamiętania melodię, ściąga maskę oddechową z trupiobladej twarzy wychudłej blondynki. Kolejno odpina wszelkie kable, sondy oraz cewniki. Z największą ostrożnością wprowadza strzykawkę we wkłuty w przedramię wenflon. Powolutku, milimetr po milimetrze, dociska tłoczek, wsłuchując się w słabiutki oddech. Z początku rwany i chrapliwy, nagle uspokaja się – jakby nastolatka, zamiast desperacko walczyć o zachowanie resztek życia, spokojnie spała. Zadowolona powtarza więc ...