-
Arystokrata (I)
Data: 01.10.2023, Kategorie: Brutalny sex Geje BDSM Autor: violett
... dawniej pobiegłaby i przytuliła się do drzew, do ich szorstkiej kory, pachnącej ziemią, słońcem i wiatrem. Próbowała kiedyś zrozumieć ich tajemną mowę; zawsze wierzyła, że gawędzą sobie o wydarzeniach, które się tu rozgrywały, i ludziach, którzy w tym domu przychodzili na świat, żyli i umierali; słyszały ich śmiech i płacz, widziały historie ważne i błahe, śmieszne i smutne… Były niemymi świadkami przeszłości, zarówno tej pięknej, fascynującej, pełnej wzniosłych chwil, jak i tej skrzętnie skrywanej. – Tak, Pani, wszystko jest przygotowane. – Słowa niewolnika wyrwały ją z niespodziewanej melancholii. Przyjrzała mu się uważniej: przystojny, wysoki blondyn, dyskretny w obyciu i nienagannie ubrany. Póki co wizerunek firmy i rodziny na zewnątrz pozostawał idealny, służby i domu też, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Zaczęła odczuwać przenikliwy chłód, więc skierowała się do wejścia. Jasnowłosy bezszelestnie wyprzedził gościa, aby otworzyć drzwi. Gdy znalazła się w ogromnym holu, w jej stronę natychmiast pospieszył mężczyzna o wiele starszy, lecz o wciąż lekkich, sprężystych ruchach. Na jego twarzy gościła autentyczna radość i jakby niedowierzanie na widok dziewczyny. – Witam, panno Rays! Do końca nie byłem pewny, czy jednak przyjedziesz. Podała mu dłoń na powitanie, którą delikatnie musnął ustami. – Czy już zapomniałeś, że gdy coś postanowię, to tak się stanie? Obiecałam, że wrócę? Obiecałam, a więc jestem. – Roześmiała się dźwięcznie i po chwili dodała ...
... poważnie: – Cieszę się, że cię widzę, Martinie. W tych słowach nie krył się ani cień kurtuazji. Biorąc pod uwagę sytuację, która zmusila ją do powrotu do rodzinnego domu, czuła zadowolenie z faktu, że ciągle służył rodzinie, miała nadzieję, że jak dawniej pozostaje sprzymierzeńcem. – Ile to już lat? – spytała, dostrzegając jego mocno przyprószone siwizną skronie. Postarzał się, ale ciągle był mężczyzną przystojnym, o uważnym, inteligentnym spojrzeniu. Z sylwetki mężczyzny emanowała pewność siebie, właściwa człowiekowi świadomemu utrzymywania mocnej pozycji w hierarchii domu, na co też liczyła. Potrzebowała sojusznika, któremu będzie mogła zaufać i którego zdanie ciągle coś znaczy. – Patrząc na ciebie, to chwila, licząc lata… niedługo minie dwanaście – odpowiedział niskim, ciepłym głosem. Uśmiechnęła się, zauważając, że ciągle uważał na słowa. Odkąd sięgała pamięcią, był ostrożny i taktowny, co pozwoliło mu przetrwać w tym bezwzględnym świecie. – Zawsze wiesz, co powiedzieć, dyplomacja to twoje drugie imię – zmierzyła go wzrokiem i dodała pełna uznania – i jak zwykle szarmancki. – Cóż, takie czasy… – Nie umknęło jej uwadze napięcie, które przez moment przemknęło po twarzy Martina. – No, dobrze. – Zaintrygował ją, ale nie był to najlepszy czas na polityczne rozważania. – Jestem zmęczona, a chyba wiele mnie tu czeka… – Oczywiście! – Martin skinął na niewolnika, aby ten wziął bagaże. Dłonią wskazał kobiecie schody, prowadzące do skrzydła domu z prywatnymi ...