1. Arystokrata (V)


    Data: 07.10.2023, Kategorie: niewolnik, Brutalny sex polityka, Autor: violett

    Przeciągnęła szczotką z miękkim włosiem po karku Bagesta i przytuliła policzek do jedwabistej sierści konia. Pachniał sianem, ziołami i mroźnym powietrzem, których woń, przemieszana ze specyficznym zapachem zwierzęcia, jeszcze utrzymywała się po niedawnym spacerze. Zanurzyła dłoń w krótkiej, gęstej grzywie i przejechała po całej długości szyi. Kary opuścił głowę, gdy jej palce dotarły w okolice uszu, i rozciągnął mięśnie grzbietu.
    
    – Dobrze ci, prawda, staruszku? – Powtórzyła tę czynność jeszcze dwukrotnie, sprawiając, że wierzchowiec się odprężył. Po chwili powróciła do czyszczenia. Długimi, zamaszystymi pociągnięciami czesała boki i zad, czerpiąc z tego zajęcia przyjemność. Była to odrobina wytchnienia po spędzeniu przeważającej części dnia za biurkiem w gabinecie brata. Musiała wyrwać się z tego pomieszczenia, aby nie zwariować. Od dłuższego czasu rezydowała tam większość dni, zagłębiając się w mechanizm funkcjonowania rezydencji i plantacji. Przestudiowała dziesiątki dokumentów, lecz jeszcze drugie tyle pozostało do przejrzenia. Powoli zapoznawała się z pracownikami, personelem i służbą wewnętrzną domu, celowo odsuwając kontrolę plantacji na późniejszy termin. Bez trudu zorientowała się, że tamtejsze struktury rządzą się własnymi zasadami, nie do końca zgodnymi z kodeksem i wytycznymi firmy. Nadzór nad strategiczną działalnością holdingu sprawowali ludzie mocno wtopieni w system władzy, ze znikomą kontrolą z zewnątrz. Szybko zdała sobie sprawę, że zaprowadzenie ...
    ... porządku i sporych zmian musi odbyć się ze szczególną rozwagą.
    
    Koń zaczepiał ją swymi miękkimi wargami, skubał materiał kurtki, dopominał się smakołyków, skrywanych w kieszeniach, a które mu od czasu do czasu podtykała.
    
    – Przestań! Zjadłeś już prawie wszystkie! – ofuknęła go rozbawiona, przesuwając znowu szczotką po karku, kłębie i grzbiecie.
    
    Kary poddawał się zabiegom z wyraźną aprobatą, łypiąc na nią swoim wielkim, ciemnym okiem. Łączyła ich specyficzna więź. Marta kochała tego konia, a on odwdzięczał jej się tak, jak potrafiło najlepiej zwierzę – oddaniem i przywiązaniem. Godziny spędzone w boksie razem z nowonarodzonym, osieroconym źrebięciem sprawiły, że traktował ją jak matkę, później jak rówieśnika do zabawy, w końcu równorzędnego członka swojego dziwnego stada. Nie miała pojęcia, czy konisko pamiętało feralny wieczór, kiedy trzeba było zastrzelić jego matkę, której szanse na przeżycie w skutek powikłań porodowych równały się zeru, oraz czy pamiętał wymierzone w siebie dwie lufy dubeltówki. Ona do dziś miała przed oczami wyczerpane wysiłkiem przychodzenia na świat źrebię, spoglądające ufnie błyszczącymi źrenicami w dwa śmiercionośne otwory; czekające na decyzję o pociągnięciu cyngla, by zakończyć jego króciutkie życie z powodu złamania kości nogi, do którego przyczyniła się agonia samej klaczy. Marta, przypadkowo przebywająca w tym czasie w stajni, usłyszała słowa:
    
    – Nic z niego nie będzie…
    
    Gdyby nie ujrzała pokrytego śluzem, czarnego ciałka, z ...
«1234...13»