Oliwia JONS na Dzikim Zachodzie (I).…
Data: 02.12.2023,
Kategorie:
trupy,
indianka,
pojedynek,
dziki zachód,
Brutalny sex
Autor: Falanga JONS
... opcji nie było.
Tak to się zaczęło. I trwało, bo z uwagi na znajdującą się nie tak daleko, po drugiej stronie Rio Grande bandę Arizony, pewne wydarzenia, jak i jej zachowania wymykały się spod kontroli.
Stąd jej doświadczenie urosło o kilka podobnych sytuacji. Gwałtownie wzrosła także jej popularność i mir. Szacunek wśród mieszkańców Redlake. Ba, podobno nawet i w innych miejscach całego terytorium. Tak, raptem dwa miesiące temu wybrała się z nudów do odległego o czterdzieści mil na wschód Fairheaven i tamtejszy szeryf od razu wiedział z kim ma do czynienia, choć zobaczył ją pierwszy raz w życiu. Tak jak i mieszkańcy miasteczka.
To było na pewno miłe sympatyczne i łechtało jej ego. Ale przecież nie o to chodziło w tym wszystkim. Nie to było motorem jej działań.
Jej wychowanej w konserwatywnym duchu, szlachetnej, uczciwej, nienawidzącej niesprawiedliwości Metysce z Luizjany.
Choć, czy wysyłanie na drugą stronę nawet tak zatwardziałych bandziorów, jak ci mordercy, było czymś godnym pochwały, bezkrytycznej akceptacji? Może czasami nic nie jest jednoznaczne? Choć przecież ona nie była żadną wyrachowaną zabójczynią. Wręcz przeciwnie. Była zwykłą dziewczyną z niezwykłym darem. Darem szybkiej ręki i ogólnej sprawności fizycznej a także umysłowej. Darem, który dostała od rodziców i udoskonaliła w trakcie dni, tygodni, miesięcy ćwiczeń.
Otarła dłonią lekko spocone czoło. Ten gest jakby przywrócił ją do rzeczywistości.
Rozejrzała się niezdarnie. Doszła niemal do ...
... końca ulicy, tutaj publiczność była dużo mniej liczna. Ba, rozejrzała się raz jeszcze, zniknęła w ogóle. Pod chatkami z obu stron ulicy znajdowało się tylko kilku ludzi. Sami mężczyźni. Przejechała po nich obojętnie wzrokiem. Tak od niechcenia.
Coś na ułamek sekundy zwróciło jej uwagę, ale już moment później cos innego oderwało ją od nich.
Jej spojrzenie utkwiło w czymś niezwykłym. Albo w kimś. Tuż przy przedostatnim budynkiem po prawej stronie, którym był sklep z konfekcją wąsatego Davida Millera, stała kobieta. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, jak się prezentowała.
Bo wyglądała niezwykle kobieco. A jednocześnie twardo. Widać było, że miała w sobie i klasę i niesamowitą siłę ducha. Takie połączenie. To biło z niej na milę. Ładna brunetka o latynoskiej urodzie z lekkim uśmiechem na twarzy i jednocześnie silnym, pewnym siebie wzrokiem. Ubrana w niezwykłą, jak na te strony kolorową suknię z przewagą czerwieni i żółci. Nie miała na sobie niczego więcej. Bezwstydnie odsłaniała nagie ramiona a nawet stopy.
Zasadniczo Oliwia kojarzyła mieszkańców Redlake. Ktoś taki musiał rzucić się w oczy dużo wcześniej. Wniosek był zatem jeden, kobieta była obca. Przybyła tu niedawno. Skąd? Nie wiedziała.
Ich oczy spotkały się i trwały w milczącym pojedynku. Oliwia zwolniła nieco krok, widząc, że trasa jej spaceru kieruje się wprost na nieznaną piękność. Zawahała się, nie wiedząc co zrobić. Z sekundy na sekundę nasilało się wrażenie, że ta kobieta znalazła się na jej ...