1. Udawana randka Marty (II)


    Data: 05.12.2023, Kategorie: udawanie, randka, elegancja, Mamuśki pończochy, Autor: historyczka

    ... robiłam krótkie przerwy, które wykorzystywałam do wychwalania „mieczyka” mojego rycerza.
    
    - Lubomirze… twe berło dowodzi, że prawdziwy z ciebie mężczyzna. Chłop, że tak powiem, na schwał!
    
    Po czym znów brałam się do intensywnej pracy ustami… Tak bardzo chciałam mu zrobić „dobrze”. Moje podniecenie nie znało granic… Zapomniałam dawno o udawanej randce… zapomniałam o instruktażu.
    
    Myślałam tylko o tym, jak bardzo chcę czuć w sobie Lubomira. Jego zacne „berło”.
    
    - Lubku… mówiłam ci, że są kobiety, które już na pierwszej randce, idą na całość. Skoro nasz instruktaż ma być pełny… Czas na dopełnienie lekcji…
    
    Wzięłam go za rękę i pociągnęłam do łóżka. Sama się na nim rozłożyłam i zachęciłam młodzieńca, żeby położył się na mnie. Tak bardzo tego chciałam. Poczuć na sobie mężczyznę.
    
    Podciągnęłam spódnicę. Szeroko, zapraszająco, rozłożyłam nogi.
    
    Rozdygotany młodzian szukał wejścia do mojej norki. Zsunął z niej koronkowe stringi na bok i próbował lokować tam swą „anakondę”. Szło mu to bardzo niewprawnie, a właściwie nie szło… zwłaszcza, że trząsł się z przejęcia. Próbowałam temu zaradzić, czule się do niego uśmiechając i szepcząc.
    
    - Lubomirze… oto jestem twoja… Ulegnę ci… Weź mnie… jak zdobywca.
    
    Smarkacz, jakby nie wierzył swemu szczęściu. Wreszcie udało mu się ulokować czubek swojej buławy we właściwym miejscu.
    
    - Achhh… - westchnęłam.
    
    Przymknęłam oczy, gdy czułam, jak twardy trzon powoli wsuwa się we mnie. Jak rozpycha ścianki mej norki. Byłam ...
    ... szczęśliwa. O Lubku powiedzieć, że był szczęśliwy, to jak nic nie powiedzieć.
    
    Gdy wsunął się do końca, jego oczy wyrażały niewysłowioną pasję. Jakby odkrył prawdę Wszechrzeczy.
    
    - Lubomirze! Posiadłeś mnie!
    
    Chłopak wariował. Jego wzrok wyrażał bezmiar szczęścia.
    
    Wysuwał się powoli, jakby obawiał się, że gdy całkiem wyjdzie, to znów będzie miał problem z trafieniem, więc nie wyciągał go za bardzo. Natomiast raźno przystąpił do działania, zaczął poruszać się we mnie, choć bardzo płytko. Chciałam dodać mu otuchy.
    
    - Lubku! Ależ mocno ciebie czuję! Ależ mi dobrze, gdy jesteś we mnie…
    
    Po czym zaczęłam delikatnie pojękiwać.
    
    - Aaaa… aaaa… aaaa…
    
    Pobudziło go to nieźle, co dało się wyczuć po oddechu.
    
    - Ależ delikatnie wchodzisz we mnie… aaa.. aaa…
    
    Studenciak był w siódmym niebie.
    
    - Naprawdę Marto…? dobrze ci ze mną… z takim żółtodziobem?
    
    Zadając pytanie, wykonał śmielszy, głębszy ruch.
    
    - Jeszcze pytasz… achhh! Aaaa… czuć cię na sobie, to niewysłowiona przyjemność… a czuć twojego przyjaciela… który jest taki… w sam raz… to cudne!
    
    Moje słowa dodały Lubomirowi pewności siebie. Jego ruchy stały się płynniejsze i mocniejsze. Można określić, że zaczął mnie po prostu „rżnąć”…
    
    - Aaaa… aaaa… ależ jesteś sprawny… mój panie studencie…
    
    Chłopak rozkoszował się w tym co robił. Pchnięcia stały się miarowe. Podobnie moje jęki… Pragnęłam pobudzić go jeszcze bardziej. Uznałam, że przysłużą się temu pikantne słowa.
    
    - Aaaa… aaa… Lubku, ależ ty mnie rżniesz… ostro ...