1. Wielkanocne obyczaje. Marta i strażacy (II)


    Data: 19.01.2024, Kategorie: pończochy, wielkanoc, obyczaje, mundur, Brutalny sex Autor: historyczka

    ... na prawdziwą akcję strażacką!
    
    – Nie… nie… co pan chce zrobić? – wyszeptała. A pomyślała:
    
    – Panie Mieczysławie, jak panu nie wstyd! Wie pan, że jestem porządną dziewczyną… – Droczenie się sprawiało jej równie dużą przyjemność, co zgrywanie cnotki.
    
    Staremu druhowi brakowało już jednak cierpliwości na damskie gierki.
    
    – No już damulko! Na wersalkę! Kiecka w górę, majtki w dół!
    
    Przaśny tekst ukuł historyczkę.
    
    – O Boże! Jak pan śmie…
    
    Staremu zdecydowanie nie uśmiechało się czekać. Rozochocało go, że może użyć wobec nauczycielki przemocy. Ona poudaje, że się opiera, on poudaje, że ją gwałci… Po czym kobieta ulegnie, a on sobie porządnie podupczy. Wszyscy wyjdą zadowoleni.
    
    Marta zamarkowała próbę ucieczki, ale strażak szybko chwycił ją za ramię. I tak w jednej ręce trzymając swoją sikawkę, w drugiej dziewuchę, zmierzał w stronę wersalki.
    
    – Nie, nie… – biadoliła dziewczyna. – Antosiu… ratuj mnie… proszę… przecież byłam twoją nauczycielką… nie pozwól, żeby ten pan pohańbił moją cześć niewieścią…
    
    Młody junak miał zagwozdkę: z jednej strony, lojalność wobec towarzysza, z drugiej rycerskie zapędy. Zastanawiał się czy błagania historyczki to szczera prośba, czy babska gierka…
    
    Zwyciężyła trzecia siła: podniecenie. Scena z wleczoną, na wpół obnażoną, nauczycielką wprawiała go w stan najwyższej ekscytacji. Chciał zobaczyć finał. W tym celu nawet ukuł naiwną teoryjkę.
    
    – Pani Marto… uwielbiam panią… ale… taka tradycja… samotna panna… w pani wieku… przynależy ...
    ... się zasłużonemu strażakowi…
    
    – O Jezuniu! Znikąd pomocy! Och ja bidulka… nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ulec! – lamentowała popychana przez starego na wersalkę.
    
    Niemal natychmiast poczuła na sobie wielkie cielsko w mundurze. Dwa rzędy ciężkich pożarniczych orderów uderzyły w jej piersi.
    
    – No damulko… teraz trochę większa sikawka trafi pod twoją spódnicę! Popamiętasz tę Wielkanoc bardziej niż tę w Ziemi Świętej! Tam rozniecają ogień, a my tu też umiemy! Co nie Antoś?!
    
    - Też bezosobowo… Ale… Druhu! Miało się nie wydać… – zafrasowany junak najwyraźniej nie zrozumiał dwuznaczności.
    
    W tym czasie Marta poczuła mięsistego węża, sunącego po jej udach. Nieubłaganie. W jednym, wiadomym kierunku.
    
    – Nie… nie… proszę… jest… taki duży… za duży… jestem… ach… ciasna…
    
    – Jak ja lubię ciasne! – Mietek naprowadził pytona na cel. – A myślisz paniusiu, że po co my mamy takie porządne sprzęty? – Główką zsunął stringi ze szparki, co wywołało u kobiety dreszcze na plecach. – Żeby torować przejście w trudnych warunkach! Ha ha ha! – I zaczął forsować łbem węża wejście do norki.
    
    – Nie… nie! – Marta czuła bolesne wtargnięcie. – Aaaaa! Ach! – Potężne cielsko bezlitośnie rozpychało ścianki pochwy.
    
    Chciała tego. Chciała być wziętą brutalnie i ostro. Bezpardonowo. Chciała czuć w sobie ogromnego drąga i czuć, jak się w nią wbija coraz głębiej. Chciała czuć się bezbronną. Nie móc nic innego, jak tylko przyjmować pchnięcia… i… jęczeć.
    
    – Aaaaa…. Aaaaa… aaaaaaaaa…
    
    Jęczała, ...