Pasierbica, czyli nic nie jest takie,…
Data: 28.01.2024,
Kategorie:
Incest
kazirodztwo,
wulgaryzmy,
Lesbijki
rodzina,
Autor: Agnessa Novvak
George Bernard Shaw, “Man and Superman”
Późnowiosenne, porywiste podmuchy z równą zawziętością urządzały swawolne hulanki pośród moich ciemnozłotych loków, co targały resztkami poprzyklejanych na osypującym się, cmentarnym murze klepsydr. Za każdym razem, gdy tu przychodziłam, przeglądałam je jedna za drugą, mechanicznie czytając całkowicie nieznane mi nazwiska. Może z czystej ciekawości, a może obawy znalezienia – czy jak do tej pory, na szczęście, nieznalezienia – kogoś znajomego? Albo żeby jakoś pocieszyć się, że dzień w dzień tylu ojców, sióstr, i niestety także mężów, opuszcza ten padół łez i udaje się w ostatnią wędrówkę ku lepszemu światu? I że nie mnie jedną spotkała tragedia w postaci nagłej śmierci najbliższej osoby?
Nędzne i samolubne było takie pocieszanie.
Nie miałam ani siły, ani nawet pozorów ochoty, by zająć się czymś choćby z grubsza produktywnym. Spoglądałam tępo w ekran spoczywającego na kolanach, styranego laptopa, przeglądając bezmyślnie kolejne filmiki o smażeniu pączków (tłustych), foczkach (jeszcze tłustszych) na plaży, oraz odpowiednim dobieraniu majtek do gabarytów (ze szczególnym uwzględnieniem tłustych) tyłków. Głębokie rozważania nad ewidentnym upadkiem własnego (na szczęście nietłustego) gustu przerwało stukanie, czy raczej brutalne dobijanie się, do drzwi. Jak oparzona odrzuciłam komputer i podbiegłam do judasza. Widok, który w nim ujrzałam, sprawił że z nerwów ledwo nie urwałam klamki. Stojącą naprzeciwko wejścia, solidnie wstawioną ...
... brunetkę, znałam bardzo dobrze. Tyle tylko, że zawsze widywałam ją w towarzystwie jeszcze jednej osoby, której teraz nijak nie mogłam dostrzec.
– Dzień… dobry. Pani. Stało się… to znaczy… przyprowadziliśmy Jagodę, bo…
Spuściła przepraszająco wzrok i przesunęła się o parę kroków, odsłaniając stojących w kącie korytarza postawnych chłopaków. Równie zmieszanych, co ona i udających usilnie, że nie mają z nic wspólnego z sytuacją, w której się znaleźli. Podtrzymujących pomiędzy sobą szczupłą dziewczynę o potarganych blond włosach, potarganej koszulce we wzór, którym nie pogardziłby Jackson Pollock, a którego jeszcze parę godzin temu na pewno na niej nie było, i wcale nie mniej potarganej twarzy.
– Matko Boska Częstochowska, co tu się odjaniepawliło? Wnieście ją do środka, nie będziemy tak stali w progu! – starałam się zachować spokój, co zważając na ilość rozchlapanej posoki, wcale nie było takie proste.
– Jak do tego doszło, nie wiem! Naprawdę! Bawiliśmy się na mieście, wszystko było super, i wtedy Jagoda nagle gdzieś nam zniknęła! – cała trójka zaczęła się nawzajem przekrzykiwać, próbując nieskładnie wyjaśnić, co się właściwie stało. – A jak wróciła, to już tak wyglądała! Nikt z nas jej tego nie zrobił! Pani przecież wie, jak zawsze uważamy na siebie! Na nią uważamy! Cały czas! Ona tylko na chwilę poszła gdzieś sama! Tylko na moment, przysięgam! To nie nasza wina!
– Dobrze, dobrze, wystarczy już! – przerwałam tę tyradę, z której i tak nie miałam szans dowiedzieć się ...