Pasierbica, czyli nic nie jest takie,…
Data: 28.01.2024,
Kategorie:
Incest
kazirodztwo,
wulgaryzmy,
Lesbijki
rodzina,
Autor: Agnessa Novvak
... Nie.
– Ale…
– Nie ma „ale”. Powiedziałam jasno „nie”! – podniosłam głos, choć nie na tyle, na ile pierwotnie chciałam.
– Dlaczego? – spytała miękko, wręcz uwodzicielsko. – Ja naprawdę chciałabym się odwdzięczyć za wszystko, co dla mnie robisz. Przeprosić za problemy, które ci sprawiam i…
Całkowicie otwarcie, bez nawet cienia udawania, złapała mnie za pierś.
– Trzeci raz powtarzam, że nie! Głucha jesteś? Jeśli tak mają wyglądać te twoje, pożal się Boże, przeprosiny, to lepiej od razu daj sobie spokój!
Żeby dodatkowo podkreślić mój sprzeciw wobec tego, co Jagoda usilnie starała się ze mną zrobić, a czego nie chciałam żadną miarą przyjąć do wiadomości, zdecydowanie się od niej odsunęłam. I wtedy stało się coś, czego nie mogłam przewidzieć w nawet najśmielszych snach.
Leżąca przy mnie młoda, półnaga, niesamowicie seksowna – choć jak tylko mogłam, starałam się o niej tak nie myśleć – dziewczyna uniosła się lekko, popatrzyła na mnie chwilę ledwo widocznymi w półmroku oczami i przyciągnęła do siebie odważnie. Jej usta były miękkie, wilgotne i zarazem klejąco słodkie od nałożonego szczodrze balsamu. I bardzo, ale to bardzo zdeterminowane, niemalże brutalne. Jedną ręka obejmowała mnie mocno za szyję, nie pozwalając się odsunąć, a drugą bezceremonialnie wniknęła pod koszulę nocną, podążając najkrótszą drogą pomiędzy uda.
– Dość! Przestań! Ja nie chcę! – krzyknęłam, usiłując odwrócić głowę.
Jedynym odczuwalnym efektem moich protestów był długi, ostry ...
... paznokieć, wbijający się boleśnie w samiutki środek mojej spłoszonej, zawstydzonej tymi nagłymi karesami intymności. Niby dobrze wiedziałam, czyj jest i doskonale znałam jego posiadaczkę. Najukochańszą, najważniejszą i najbliższą mi pośród całego świata osobę. Ale takiego rozwoju sytuacji zaakceptować nie mogłam. Nawet u niej. Zwłaszcza u niej.
Odepchnęłam ją z całych sił, zrzucając z siebie jak bezwładnego manekina. Poderwałam się z łóżka i zamarłam, nie wiedząc zupełnie, co właściwie dalej robić. Uciec? Prosić? Grozić? I wówczas dostrzegłam szaleństwo, czające się w oczach Jagody. Nie, nie przesadzam. Spotykając codziennie w pracy dziesiątki osób, nauczyłam się naprawdę dobrze rozpoznawać emocje, zarówno pozytywne, jak i nie do końca. A te, które malowały się teraz na obliczu przyczajonej naprzeciwko mnie dziewczyny, były aż nadto jednoznaczne. Zdążyłam jeszcze tylko zarejestrować, jak mruży drapieżnie oczy i napina się cała, niczym krwiożercza, szykująca się do ostatecznego ataku na ofiarę strzyga, wyciągając ku mnie szponiaste palce.
I wtedy strzeliłam ją w twarz. Nie, nie klepnęłam lekko z otwartej dłoni dla otrzeźwienia. Nawet nie uderzyłam. Biorąc naprawdę konkretny zamach, walnęłam Jagodę po gębie tak mocno, że aż spadła z łóżka na podłogę.
– Wyjdź! Wynocha stąd! Głucha jesteś?! Wypierdalaj! Precz mi z oczu, głupia pizdo! – wrzasnęłam na cały głos, nie przejmując się zbytnio ani tym, co właśnie zrobiłam, ani że musieli mnie słyszeć nie tylko sąsiedzi, ale najpewniej ...