Portret
Data: 11.02.2024,
Kategorie:
klerycy,
malarstwo,
Pierwszy raz
Autor: sajmon
Rozgrzane, duszne, sierpniowe powietrze wypełniało zagubioną wśród beskidzkich wzgórz dolinę. Nieujarzmiona wegetacja buzowała zielenią w każdym jej zakątku. W sadach dojrzewały owoce. Na łąkach różowiły się delikatne storczyki i żółciły wiechy wrotyczu. Przy wiejskich płotach purpurowe łubiny i żółte heliopsisy wabiły, oszołomione ich zapachem owady. Fioletowe chmury, wypływające gdzieś od zachodu, zwiastowały gwałtowne, popołudniowe burze. Wieśnicy, z bukietami polnych kwiatów, maszerowali do kościoła na Matki Boskiej Zielnej.
Nie lubiłem takich wiejskich świąt, ale byłem klerykiem i tamtego sierpniowego dnia, w świeżo wybudowanym kościółku na zapyziałej wsi, asystowałem do mszy tutejszemu proboszczowi. Asystowałem razem z moim największym przyjacielem z seminarium, Miłoszem. Piotrek i Miłek byli nierozłącznymi kumplami. Ja byłem chłopakiem z blokowiska, a Miłek pochodził właśnie stąd. Ja kochałem miejskie życie, chodziłem na siłownie, na piłkę, na basen. Miłosz był inny, delikatny, trochę androgeniczny. Był typem artysty.
– Wy, klerycy jesteście teraz zbyt postępowi. – rzekł ksiądz proboszcz po skończonej mszy – Sutanny zakładacie tylko do kościoła, jak chłopi koszulę.
Proboszcz był niskim, okrągłym, siwym staruszkiem, a przynajmniej tak wyglądał, bo na emeryturę się jeszcze nie wybierał. Mimo niewielkiej parafii skończył właśnie budować w ekspresowym tempie nowy, murowany kościół. Po mszy wziął mnie pod ramię i zaprowadził do bocznej kaplicy.
– Zatrzymałeś ...
... się w Dworze pod Jodłami? – zapytał, a gdy potwierdziłem, szepnął marszcząc brwi – To siedlisko zła!
Miłosz nie był chłopakiem ze wsi. Był chłopakiem z bogatej rodziny. Jodłowscy prowadzili wielką firmę branży spożywczej i posiadali godną krezusów rezydencję, Dwór pod Jodłami … w zapadłej dziurze.
– A ja słyszałem, że to oni ufundowali ten kościół. – ripostowałem.
– A kto powiedział, że kościół nie może być siedliskiem zła? – zaśmiał się – Szczepan Jodłowski, ojciec Miłka, to porządny człowiek. Nie wiem, czy wiesz, ale to on wżenił się w Jodłowskich i przyjął nazwisko żony. Cała wieś należała kiedyś do Jodłowskich. Po wojnie wszystko to upadło i tkwiło w ruinie, dopóki Szczepan tego nie kupił i przejął wraz z całym dobrem inwentarza. Ale jego tu nie ma. Siedzi w Krakowie i zarządza interesem. Tu została tylko jego żona, która snuje się z nudów po pustym pałacu i trwoni pieniądze na zbytki.
Usiedliśmy przed ołtarzem, zdobiącym kaplicę Jodłowskich. Proboszcz wskazał mi obraz Matki Boskiej z dzieciątkiem.
– Ona to ufundowała. Arcydzieło włoskiego baroku. – dodał z przekąsem.
Matka Boska przyciskała do obnażonej, rubensowskiej piersi, półnagiego Jezuska w geście karmiącej matki. Detale postaci ukazane były bardzo realistycznie i po chwili poczułem, że zamiast świętego uwielbienia zaczyna ogarniać mnie niezdrowe podniecenie. Uświadomiłem sobie, że nie patrzę na święty obraz, ale na nagi biust Madonny. Wzdrygnąłem się i przeżegnałem. Miałem zostać księdzem i choć ...