197siedem (5)
Data: 18.02.2024,
Kategorie:
Lesbijki
Pierwszy raz
Autor: monikajastrzebska
... obowiązki. I kiedy ja miałam stosunkowo dużo luzu, to u Nusi było zupełnie inaczej. Oni mieszkali wówczas na Placu Ratuszowym. Wówczas to miejsce wyglądało inaczej niż dzisiaj. To było jeszcze zanim komuniści wyburzyli całe centrum miasta. Ich mieszkanie mieściło się na pierwszym piętrze w jednej z centralnych kamienic i było dziwne. Mówię „dziwne”, bo było to takie mroczne i trochę niesamowite miejsce. Wchodziło się na pierwsze piętro i zaraz po wejściu do środka, po lewej stronie była ciemna kuchnia, bez okna. Miała takie półkuliste sklepienie jak w kościele. Na wprost były drzwi do dużego pokoju. Ten pokój to było centralne miejsce domostwa, które zajmowali jej rodzice. A z kolei stamtąd przechodziło się do takiego małego, wąskiego pomieszczenia, które było pokoikiem Nusi. Jej tato handlował na rynku. Miał tam swoją budę. Rynek – dzisiaj się na to mówi „targ” – był wówczas na Obrońców Pokoju. Wzdłuż tej ulicy były trzy takie ryneczki i na tym ostatnim, największym, prowadził swój interes tato Nusi. Ten interes to była taka komórka, jedna z wielu w długim ciągu komórek i on tam handlował różnymi starociami, a głównie meblami. Z tego co pamiętam, byłam z Nusią u niego parę razy. Nawet jadłyśmy tam w jednym z sąsiednich przybytków, który był taką jadłodajnią, czy jakby to tam nazwać. To były chyba pierogi ruskie. Rynek odbywał się trzy razy w tygodniu w tak zwanych „dniach targowych”, czyli w poniedziałki, środy i piątki. Ale w pozostałe dni ojciec Nusi również pracował, ...
... jeżdżąc po okolicy za tymi meblami i zwoził je wówczas na ten rynek. W dni targowe siedział tam w tej budzie od rana i sprzedawał to, co udało mu się wcześniej ściągnąć. U nich nie było biedy. W klasie były różne dzieciaki, z rodzin mniej lub bardziej zamożnych, ale w tamtych czasach tych różnic raczej się nie widziało. Może trochę po ciuchach, ale tak naprawdę, to te różnice wychodziły dopiero wtedy, kiedy trzeba było przynieść do szkoły jakieś pieniążki na coś. Wtedy jedni przynosili je od razu, a inni na ostatnią chwilę. Jednak nie pamiętam, żeby z tego powodu komuś robiono przykrości. Wracając jednak do tematu – wspomniałam o tych obowiązkach. Otóż Nusia musiała spędzać dużo czasu w domu. Prosto po szkole wracała tam, sprzątała i czekała, aż mama przyjdzie z pracy z obiadem w menażkach. Potem jedli razem ten obiad i kolejne obowiązki, jakieś tam pranie lub co innego. Raz w tygodniu spotykałyśmy się wieczorem na lekcji religii. Tak więc na co dzień musiała nam wystarczyć szkoła. Ale co można było w szkole? Siedziałyśmy razem w ławce i tyle nasze, co porozmawiałyśmy na przerwie. Ani tu się przytulić, ani pocałować, czy choćby złapać za rękę. Nic.
– I wtedy przyszedł mi do głowy zupełnie szalony, biorąc pod uwagę okoliczności, pomysł, żeby Nusia pojechała z nami na wakacje nad morze. To znaczy ze mną i z moimi rodzicami. Była to naprawdę karkołomna idea. Nie ze względu na koszta czy inne obiektywne przeszkody. Problemem było przekonanie jej rodziców, a właściwie głównie jej ...