197siedem (5)
Data: 18.02.2024,
Kategorie:
Lesbijki
Pierwszy raz
Autor: monikajastrzebska
... ojca, że Nusia powinna z nami pojechać. Jej mama to była dobra kobieta i ugodowa. Ojciec miał jakieś tam swoje surowe zasady. Nie żeby tam bił Nusię czy coś takiego, ale trudno było cokolwiek u niego wyprosić. Chciałyśmy raz czy d**gi, żeby Nusia została u mnie na noc i nie było o tym mowy. Innym razem chciałyśmy pójść na szkolną zabawę, która była organizowana pod koniec roku. Prawie wszystkie dzieciaki przyszły, ale nie Nusia. To wszystko zdaniem jej ojca, nie było jej do niczego potrzebne. Swoją drogą to cud, że Nusia wyjechała wtedy z klasą na te trzy dni nad morze.
– No i mój pomysł z wakacjami. Myślę, że tylko młody człowiek może w takiej sytuacji mieć nadzieję, że z tego coś wyjdzie. Oczywiście zaangażowałam w to swojego tatę – dziadka Ani. Tatko wiedział, że przyjaźnię się z Danusią. Tyle o niej opowiadałam od powrotu znad morza. Widział, że ją lubię i widział, jak mi bardzo zależy na tym wspólnym wyjeździe. I postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Pamiętam któregoś wieczoru, kiedy wróciłam do domu z lekcji religii, przyszedł do mojego pokoju i powiedział: „Pójdziemy tam razem w sobotę. Porozmawiam z rodzicami twojej koleżanki.”
– Ja muszę przyznać, że wierzyłam w talent mojego taty. Już wówczas był świetnym adwokatem i mimo nieciekawych czasów zachował godność i był szanowany i lubiany przez ludzi. To był okres głębokiej komuny. Ja wtedy – wiem to dziś z perspektywy czasu – byłam chroniona przez rodziców i nie do końca zdawałam sobie sprawę, w jakiej ...
... rzeczywistości żyjemy. Ale to tak na marginesie. A więc tato był niezłym prawnikiem i potrafił ludzi przekonywać, a to była sztuka. I ja wierzyłam, że korzystając z tych swoich umiejętności, uda mu się coś wskórać w rozmowie z ojcem Nusi.
– Nadeszła sobota i poszliśmy tam. W korytarzu, to znaczy na tej klatce schodowej, nie było światła. Pewnie żarówka się spaliła, albo ktoś wykręcił, bo było kompletnie ciemno. Udało nam się jakoś wejść na pierwsze piętro. Otworzyła nam Nusia i uśmiechnęła się bardzo niepewnie. Dygnęła przed tatą jak mała dziewczynka. Pamiętam, jak on pogładził ją po głowie i powiedział: „Cześć kochanie”, a z tego dużego pokoju dobiegł nas potężny ryk: „No, kogo tam znowu niesie?”. Podążyliśmy w tym kierunku. Zarówno ojciec jak i mama Nusi byli elegancko ubrani, a więc widocznie przygotowali się na przyjęcie gościa. Bo Nusia oczywiście uprzedziła rodziców, że przyjdziemy, chociaż nie wyjawiła celu wizyty. Mój tato wręczył bukiet goździków mamie Nusi i przywitał się z jej ojcem. Na stole zaraz pojawiły się półmiski z kanapkami i czymś tam jeszcze, oczywiście nie zabrakło też karafki z alkoholem i kieliszków.
– No i zaczęli rozmawiać. Mój tato, świetny dyplomata, zaczął od tradycyjnego „a co tam panie w interesach?”, z tym że oczywiście użył innych określeń. Zapytał o meble, a że znał się trochę na tych rzeczach, to z panem Walerym, bo tak miał na imię ojciec Nusi, szybko znaleźli wspólny język. Nas zaraz na początku odesłali do pokoju Nusi. Ojciec Nusi zaryczał ...