1. Dług (I)


    Data: 02.04.2024, Autor: blackjack

    Są niczym ogień i woda. Ona - doskonale zapowiadająca się pianistka, on - człowiek działający w półświatku. Nieoczekiwanie ich drogi krzyżują się, gdy Mateusz i Wiktoria zawierają bardzo oryginalną umowę. Umowę, dzięki której Wiktoria ma spłacić dług brata.
    
    Z przerażeniem wpatrywała się w zapłakaną twarz brata.
    
    – Trzydzieści tysięcy?! Chyba żartujesz?!
    
    – Nie. Mam zwrócić dług dziś do północy. Inaczej mnie zabiją.
    
    – Ale przecież…
    
    – Nie o siebie się jednak martwię. Bardziej o ciebie i mamę.
    
    Szymon był od niej młodszy o trzy lata. Dopiero co zaczął studia. Wydawał się być spokojnym, zrównoważonym młodym człowiekiem. Zawsze miał znakomite wyniki w nauce, uprawiał kolarstwo, udzielał się jako wolontariusz. Był też wysokim, smukłym brunetem, o nieco melancholijnej twarzy. Pomimo tego, że ich ojciec zmarł bardzo dawno temu, stanowili niezwykle zżytą rodzinę. Nigdy nie przypuszczałaby…
    
    – Na co do diabła pożyczyłeś tyle pieniędzy?! – jęknęła z rozpaczą Wiktoria, wplatając smukłe palce we włosy.
    
    – Ja… – chrząknął, a później kontynuował z nagłą determinacją. – Dobrze, przyznam się. To zaczęło się jakieś pół roku temu. Na początku wygrywałem. Wrzucałem piątkę, dwie i automat zwracał mi przynajmniej stówkę. Sam nie wiem, kiedy popłynąłem. A gdy zabrakło mi pieniędzy…
    
    – Automat? Grałeś na maszynach?
    
    – Wszędzie teraz tego pełno. Wziąłem kilka szybkich pożyczek, ale gdy terminy zaczęły mnie gonić, firmy grozić windykacją i tym podobnym, postanowiłem, że pożyczę ...
    ... od takich jednych kolesi na trzy miesiące całą sumę plus jeszcze trochę, bym mógł się odegrać.
    
    – Ty głupku! Ty skończony głupku!
    
    – Jednak czas minął, a ja nie mam ani grosza. Resztę przegrałem wczorajszego wieczoru.
    
    Wiktoria siedziała w bezruchu, patrząc z prawdziwym przerażeniem na brata.
    
    – Pożyczyłeś i przegrałeś trzydzieści tysięcy?!
    
    – Niezupełnie. Dali mi zaledwie piętnaście. Reszta to odsetki.
    
    – Odsetki? Za trzy miesiące? Chyba oszalałeś!
    
    – Czasami mam wrażenie, że tak – odparł posępnie. – To koniec Wiki. Muszę uciekać. Wy również. Ci ludzie nie żartują jeśli chodzi o takie sprawy.
    
    – Uciekać? – jego siostra głęboko odetchnęła. Żal ścisnął jej serce. Było wyjście. – Mamy z mamą oszczędności. Jakieś dwadzieścia dziewięć tysięcy na koncie. Ale dziś sobota. Banki są nieczynne, a ja nie dam rady wypłacić wszystkiego z bankomatu, bo mam za mały limit. Wezmę jedną trzecią i…
    
    – Ty weźmiesz? Sorry siostrzyczko, ale na to nie pozwolę. Tym bardziej, że dla nich to żadne tłumaczenie.
    
    – Od kogo pożyczyłeś? – spytała krótko.
    
    – Jest takich dwóch braci, Artur i Mateusz. W sobotnie wieczory przesiadują w knajpie na rynku. Tam miałem się stawić.
    
    – A konkretnie?
    
    – Cocacabana. Na piętrze mają swoją lożę. Dasz mi tę kasę i pójdę, choć przypuszczam, ze znów doliczą sobie za zwłokę.
    
    Wiktoria nadal siedziała nieruchomo. Powstrzymała cisnące się na usta słowa. Za to wstała i zastawiła wodę. Była oszołomiona, przerażona, ale to powoli mijało. Gdzieś tam ...
«1234...9»