Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie…
Data: 19.04.2024,
Kategorie:
małżeństwo,
Fantazja
uwodzenie,
siostry,
śmierć,
Autor: Agnessa Novvak
... czerpiąc z tego pełnymi garściami. W rezultacie kochaliśmy się owszem, wciąż bardzo zwyczajnie, lecz jednocześnie dłużej, energiczniej i po prostu namiętniej. Na dodatek bacznie obserwowałam jego reakcje, nieraz na pozór niechcący wprowadzając w życie pomysły, które wcześniej, przedstawione wprost, zapewne zakończyłyby się na mrukliwym zawstydzeniu.
Zauważyłam na przykład, że Bynkowi bardzo się spodobało, gdy dopieszczałam się nie ukradkiem i pod sam koniec, a w trakcie i całkiem otwarcie. A skoro tak, coraz częściej nie klękałam, a kucałam nad nim prezentując nie tylko kołyszące się swobodnie piersi, lecz przede wszystkim rozchyloną kobiecość, którą bez najmniejszych oporów pocierałam obślinionymi bezczelnie palcami ku satysfakcji nas obojga. A kiedy drętwiały mi nogi lub po prostu miałam taką chęć, wówczas kładłam się wygodnie na plecach, rozkładałam szeroko uda i z wyjątkowo lubieżnym uśmiechem podskubywałam sutki, doprowadzając Bynka do oczopląsu. I tak naprawdę właśnie te, prawdziwe i namacalne emocje liczyły się najbardziej, nie zaś bzdurne i wyssane z palca fanaberie.
Niezależnie jednak jak dobrze by się nam nie układało, nie żyliśmy w wypełnionej samymi cudeńkami szklanej kuli, odizolowanej od reszty świata. Z jednej strony rozrastające się coraz szybciej i coraz bardziej chaotycznie kopalnie oraz huty wciągały w swe bezdenne czeluści coraz więcej istnień. Z drugiej natomiast mieszkanie w bezpośrednim sąsiedztwie nieukrywającej już zbytnio wielkomocarstwowych ...
... ambicji Rzeszy także nie nastrajało pozytywnie. A zwłaszcza nie rokowało dobrze na przyszłość.
Jakby tego było mało, przez lata życzliwie patrząca najpierw na mnie, a później na mój związek z Bynkiem Gita zaczęła odnosić się do nas z coraz to większą niechęcią. Niby z początku nieszczególnie zauważalną, polegającą jedynie na niewinnych docinkach, lecz z czasem przybierającą formę otwartej wrogości. Owszem, jej stosunek do mnie mogłam od biedy wytłumaczyć pojawieniem się zwyczajnej ludzkiej zazdrości – choć robiłam wszystko, by nigdy nie poczuła się w mojej obecności gorsza, co momentami wcale nie było takie proste – lecz nijak nie potrafiłam zrozumieć pretensji w kierunku brata! Tymczasem jakoś od przełomu roku trzydziestego piątego i szóstego Gita wypominała mu już nie tylko przy rodzinie czy znajomych, ale nawet przy mnie, że miał głupie szczęście, trafiając na taką kobietę jak ja, bo inaczej niczego by sam nie osiągnął.
Musiałam przyznać, że do pewnego momentu znosił wbijanie temu podobnych szpil całkiem dobrze, jednak w końcu puściły mu nerwy i głośno oraz przy świadkach powiedział to, o czym ja jedynie myślałam. Zaczął od tego, że tylko i wyłącznie własną krwawicą doszedł do obecnego stanowiska i pensji, co było zresztą całkowicie zgodne z prawdą, a potem dodał jeszcze, że w taki dokładnie sam sposób Gita jest winna swojemu losowi. Nikt jej do niczego nie zmuszał, prawda? Mogła choć trochę o siebie zadbać zamiast siedzieć i – tu cytat – „żreć jak świnia“. A przede ...