Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie…
Data: 19.04.2024,
Kategorie:
małżeństwo,
Fantazja
uwodzenie,
siostry,
śmierć,
Autor: Agnessa Novvak
... zacofane, zaniedbane i najzwyczajniej skrajnie biedne, aż kłuły w oczy nie tylko mnie, ale nawet Bynka, który przecież niejedno w życiu widział. Wówczas zrozumieliśmy, że potrzebna nam będzie nawet nie żelazna, a Stalowa Wola, by momentalnie stamtąd nie uciec.
Niemniej, gdy przezwyciężyliśmy pierwszą niechęć i poznaliśmy podobnych nam sąsiadów, potraktowaliśmy nową sytuację niczym swego rodzaju wyzwanie – oto my, pierwsi z pierwszych i najodważniejsi z odważnych, mieliśmy tworzyć coś z niczego, aby kraj rósł w siłę, a ludziom żyło się dostatniej! Czy jakoś tak… A naprawdę tworzyliśmy skład iście międzynarodowy: ów inżynier przyjechał z okolic Tarnopola, tamten konstruktor z Freie Stadt Danzig (o którego nazewnictwo musiałam się z nim od razu podochodzić), a jeszcze inny specjalista pochodził aż z samego Piotrogrodu, skąd uciekł jeszcze przed bolszewicką zarazą. Ba, trafił się nawet tak prawilny kupiec z Nalewek, bardzo słusznie wietrzący niemały zysk na niezagospodarowanym jeszcze rynku, że na sam jego widok pejsy zaczęły mi się skręcać.
Poza tym nowe miejsce i nowi ludzie stwarzali szansę na ustalenie zupełnie nowych zasad. Nie musiałam już trzymać się kurczowo ani warszawskiego, ani śląskiego, ani jakiegokolwiek innego savoir-vivre, tylko stworzyć go od zera na podstawie najlepszych wzorców. Przynajmniej teoretycznie, bo praktycznie szybko zorientowałam się, że towarzyszył temu pewien problem. I to taki w zasadzie nierozwiązywalny. O ile mianowicie mogłam się bawić w ...
... bycie samozwańczą przywódczynią lokalnych emancypantek – w czym zresztą pomagała mi znajomość bodaj wszystkich używanych tutaj języków, włącznie z całkiem niezłym zasobem zwrotów w jidysz – o tyle musiałam trzymać się jak najdalej od wszelkich skandali obyczajowych. Co wcale nie było takie łatwe…
Owszem, każda kolejna dniówka była wypełniona przede wszystkim pracą zawodową, pracą w mieszkaniu i na koniec pracą dokoła niego, a weekendy nie zostawiały zbyt wiele czasu na sprośne rozmyślania, jednak nie byłam ani ślepa, ani tym bardziej głupia i zdawałam sobie doskonale sprawę ze swojej atrakcyjności. Zarówno w pojedynkę jak i tym bardziej w towarzystwie sprawiającego wrażenie nie tyle mojego męża, co raczej młodszego kuzyna Bynka. Na dodatek mogłam sobie pozwolić na dalece większą swobodę w doborze ubioru niż na Śląsku, więc szybko postanowiłam zamienić długą spódnicę na obrazoburczą niemal garsonkę, którą lokalna krawcowa miała uszyć dokładnie na wzór kreacji podejrzanej na jakimś filmie z Dietrich. A może Garbo? W każdym razie im dłużej kobiecina zgrzytała zębami na moje dziwne gusta, tym ja uważniej przypatrywałam się jej dorastającej córce, której widok niespodziewanie obudził we mnie dawno stłumione pragnienia.
A byłam już przecież tak pewna i święcie przekonana, że po Anieli nie zapałam pożądaniem do żadnej kobiety, zwłaszcza że Bynek mimo braku czasu naprawdę zaspokajał mnie w stopniu co najmniej zadowalającym! Tymczasem już na pierwszej wizycie, gdy w zasadzie to ...