Saga o gwiezdnej kobiecie, czyli wyznanie…
Data: 19.04.2024,
Kategorie:
małżeństwo,
Fantazja
uwodzenie,
siostry,
śmierć,
Autor: Agnessa Novvak
... rodziny oraz społeczności ponad własne, ogromną miłością oraz oddaniem wobec męża i dzieci… tyle że ja naprawdę nie chciałam się zestarzeć w ten sposób!
Nie chciałam od poniedziałku do piątku wstawać skoro świt do nudnej, pozbawionej jakiejkolwiek motywacji pracy, a w soboty prać obrusów, by potem w niedziele postawić na nich rosół, roladę i kompot. Nie chciałam, by szczytem rozrywki była przechadzka po parku zimą, względnie nad lokalne jeziorko latem. Nie chciałam wzdrygać się na każde kołysanie pod stopami, świadczące nadto wyraźnie, że gdzieś głęboko pod ziemią niekoniecznie działo się dobrze. Nie chciałam się wiecznie zamartwiać czy dziś mój roztomiły chop wróci z gruby może brudny i wymęczony, ale wciąż żywy, czy zostanie na wiecznej szychcie. Nie chciałam zostać kolejną młodą wdową bez perspektyw! Nie!
Tylko co z tego? Ani się obejrzałam jak wrosłam w otaczający mnie świat tak głęboko, jakbym była jego częścią od zawsze. Nie fantazjowałam już ani o wystawnych rautach, ani o rozprawianiu z koneserami na temat ostatnich trendów w malarstwie czy teatrze, ani o właściwie niczym co wykraczałoby poza szarą codzienność. Owszem, próbowałam się cieszyć z najdrobniejszych nawet rzeczy, lecz nie byłam w stanie. Kiedy na przykład udało mi się wreszcie wyprosić awans, to zamiast radości, że przestanę być naczelną podawaczką szpajzy, dopadło mnie podszyte nudą zniechęcenie. Ostatecznie miałam pół dnia siedzieć na zapleczu i przekładać papierki z kupki po lewej na tę po ...
... prawej. Albo odwrotnie. Nie ma co, o tym właśnie marzyłam! Gdy natomiast Bynek pewnego dnia stanął dumny jak paw i już od w progu zakrzyknął na pół familoka, że został najmłodszym sztygarem na całej kopalni, nie mogłam zdobyć się na nic poza niewyraźnym uśmiechem. I poczułam się z tym wstrętnie. Podle. Jak najgorsza z najgorszych, ostatnia niewdzięcznica. Powinnam przecież skakać z radości i gratulować mężowi naprawdę pokaźnego sukcesu, a tymczasem…
Jakby tego było mało, dostałam z tej okazji prezent! Przez chwilę miałam już nadzieję na jakąś seksowną haleczkę lub chociaż nowe trzewiki na obcasiku, jednak kiedy otworzyłam pudełko i moim oczom ukazał się pomalowany w ludowe wzory talerz, nie mogłam dłużej powstrzymywać łez rozczarowania. Co gorsza, Bynek odebrał me wzruszenie w całkiem opaczny sposób – z radości aż podrzucił mnie do góry, oświadczając, że skoro podarek tak bardzo mi się podoba, koniecznie pójdziemy razem w niedzielę na targ, gdzie kupi mi drugi! I trzeci, żeby przystroić nimi całą ścianę nad piecem! A co, stać go!
I tak właśnie, dzień po dniu i miesiąc po miesiącu, wśród codziennych trudów budowaliśmy powolutku swój może i niezbyt radosny, ale też pozbawiony większych trosk, do bólu stabilny i przewidywalny świat.
No, na pewno, za dobrze by było…
Najpierw, przy okazji dość regularnych wizyt u rodziców, zauważyłam gdzieś z początkiem trzydziestego trzeciego roku, że matka staje się coraz bledsza i bardziej apatyczna. Poradziłam jej nawet, by zadbała o ...