Odkupienie (I)
Data: 23.04.2024,
Kategorie:
Fantazja
Incest
wojna,
Romantyczne
Autor: jokerthief
... odginać karku zbyt mocno do tyłu, hełm był na stałe spięty z napierśnikiem. Na dachu transportowca znajdowały się płonące odłamki, leżący wokół niego ludzie jęczeli w agonii.
Wbił stopy mocno w ziemię i pobiegł przed siebie, ile tylko miał sił w nogach. Krótką serią ściął jednego z chinoli, który próbował mu przeszkodzić, drugiego uderzył potężnie w głowę kolbą. Dziękował Bogu, za tak odporny pancerz – w innym mógłby się pożegnać z życiem zbyt wcześnie. Dopadł do włazu kokpitu i otwarł go, wyciągnął ze środka oszołomionego pilota i wskoczył do środka. Usłyszał ciche dudnienie serii pocisków odbijających się od grubego pancerza. Niezwłocznie usiadł na fotelu pilota i rozejrzał wokół siebie. Nie miał pojęcia jak to prowadzić... Nie znał żadnego z tych znaczków, które wymalowali na przyciskach, wewnętrzny system nie reagował na niego. Moment... pilot zostawił maszynę włączoną! Był gotowy wystartować i detonować bombę w tej chwili.
Miał szczęście. Złapał za coś, co wyglądało jak ster i pociągnął do siebie, zmuszając silniki do reakcji. Maszyna powoli zaczęła wznosić się z ziemi, rozpryskując kurz we wszystkich kierunkach. Podniósł głowę wyżej i zamarł na sekundę. Znał te znaczki. Została mu tylko godzina. Gdyby tylko wiedział, jak włączyć autopilota... Teraz mógł zrobić tylko jedno. Nie udało mu się unieszkodliwić broni, nim została uzbrojona. Eksplozja w atmosferze oznaczała przegraną. Było tylko jedno wyjście. Jakiś alarm zawył, namierzyli go, jednak nie odważyli ...
... się strzelić. Najwidoczniej sądzili, że i tak nie ma już szans uratować sytuacji, kątem oka widział wznoszące się inne transportowce w oddali – żółtki uciekały. Spojrzał na coś, co wyglądało na wysokościomierz. Miał przed sobą długą drogę. Wyciskał co się tylko dało, z każdą sekundą zbliżając się do celu.
Paręnaście minut później zdołał opanować kontrolki na tyle, aby zmienić bieg na zdatny do lotu w rzadszej atmosferze. Docierał do górnych warstw chmur... Mimo południowych godzin, niebo nad nim stawało się coraz ciemniejsze.
Zasłużył na to. Mógł nie wywoływać tego burdelu... Trzeba było zebrać plon, który się posiało i przełknąć jego gorycz. Był pewien jednego – jego matka będzie bezpieczna. Do zmontowania takiej bomby zużyli pewnie cały zapas głowic. Nie zaszkodzi jej, już nigdy. Wszedł właśnie w termosferę. Było gorzej niż sądził, turbulencje rzucały nim na boki jak małą łódeczką na rozszalałym morzu. Zaklął cicho i przerzucił się na napęd rakietowy. Transportowiec mógł dokować w jednostkach kosmicznych, dlatego był zdolny do lotu w próżni. Wydusił ile się dało i znalazł w egzosferze. Tutaj było już spokojniej – powietrza było tak mało, że praktycznie żadne prądy mu nie szkodziły. Tak naprawdę był już w przestrzeni międzygwiezdnej. Spojrzał przez kokpit na zadowalający się kolosalny kształt o błękitnej poświacie.
Gaea.
Miał tylko nadzieję, że inni będą mogli z niej korzystać lepiej niż on, sprowadzając same nieszczęścia. Westchnął cicho i przypomniał sobie ...