Odkupienie (I)
Data: 23.04.2024,
Kategorie:
Fantazja
Incest
wojna,
Romantyczne
Autor: jokerthief
... jeden. Zostawić nas tutaj samych. - Lynn palnęła cicho spode łba. - Powinien nam powiedzieć. We czwórkę mielibyśmy większe szanse.
- Nie chciał narażać nikogo więcej. Miał zamiar lecieć sam. - Wasyl stwierdził gorzko. Przy okazji pochwycił dłoń matki, co wywołało dziwny wyraz twarzy Nicka, który to zauważył. - Wybiłem mu to z głowy. Zagroziłem, że powiem komandor.
- I nic by nie osiągnął. - Carter zaśmiał się lekko. - Wiecie jak to jest z nim, on musi to robić po swojemu, jak taki... samotny wilk.
- O. Dokładnie. - Lynn kiwnęła głową. - Jest z nami... ale zawsze taki odległy. Lata swoimi szlakami. Chodzi własnymi drogami.
- A wy za nim pójdziecie w ogień, bo wiecie, że robi to abyście byli bezpieczni.
Cala trójka spojrzała po sobie speszona. Natasha miała świętą rację.
- Łooo! To tutaj rezyduje diabeł?
Mark otwarł gwałtownie oczy i przywitał się z życiem ponownie kolejnym ze swoich żartów. Już chciał się podnieść, żeby sprawdzić gdzie może znaleźć kotły z siarką, gdy czyjaś dłoń wcisnęła go w wygodne poduszki bez ceregieli.
- Ani się waż.
- Diabeł? - Chłopak ledwie widział. Światełko w tunelu i te sprawy.
- Ktoś gorszy. - Melodyjny głos trafił go w samo serce. Poznał od razu. Wygodne poduszki też. - Mama.
- A ja myślałem, że anioły siedzą na chmurkach w niebie... tylko niegrzeczne dziewczynki bawią się dobrze w piekle.
- Dla ciebie mogę być i niegrzeczną dziewczynką, kotku...
Atlantis wpłynęła powoli do swojego do swojego portu w ...
... Mieście. Ogromna naturalna jaskinia została przerobiona w suchy dok. Wielkie, metalowe wrota pozostały otwarte, wpuszczając światło do środka. Stupięśćdziesięciometrowy okręt zacumował i przywarł do nabrzeża. Z wysokiego pomostu opadł trap. Kapitan Halsey oczekiwał przybycia lotniskowca. Mężczyzna naprawdę nie wiedział jak się zachować- komandor Harrier razem ze swoimi ludźmi odegnała widmo przegranej w bajeczny sposób. Ciężko mu było tylko pojąć jak to osiągnęła – była bardzo wstrzemięźliwa w swoich rozmowach, a kapitan Tarkowska zaznaczyła jasno, że nie może się przemęczać. Nie rozumiał tego w ogóle. Zebrany za nim tłum przywitał okrzykami pierwszych schodzących marines, pozostali na lądzie żołnierze cieszyli się z powrotu towarzyszy broni. Komandor zeszła pierwsza, niezwykle blada, jakby wycieńczona czymś. Za nią na pomoście znalazła się jej pierwsza oficer i czwórka pilotów. Jej syn wyglądał równie źle, ledwie trzymał się na nogach. Halsey wyszedł przed mały tłumek.
- Pani Komandor. - Przywitał się. - Z niepokojem oczekiwaliśmy pani powrotu.
- Dzień dobry, kapitanie. - Kobieta skinęła mu i uśmiechnęła się, po raz pierwszy od wielu dni. - Cóż... udało się. Naprawdę się nam udało.
- Ale jak? - Mężczyzna nie powstrzymał swej ciekawości.
- Erm... - Cat przez chwilę milczała. - Mój syn ryzykował własnym życiem, aby unieszkodliwić uzbrojoną głowicę jądrową klasy zero, czyli o zasięgu eksplozji ponad-strategicznym. Wyniósł ją w przestrzeń kosmiczną i zdetonował poza ...