1. Adam, Ewa i cała reszta, czyli…


    Data: 09.05.2024, Kategorie: Dojrzałe Lesbijki Sex grupowy uwodzenie, BDSM Autor: Agnessa Novvak

    ... kiedy byliśmy ze sobą wydepilowałam się do absolutnego zera, co po moim wcześniejszym upodobaniu do wyjątkowo swobodnego zarastania musiało być dla niego nielichym wstrząsem. A dwa, dorobiłam się pewnej… ozdoby. W pół drogi pomiędzy wzgórkiem a pępkiem, widniał lśniący srebrem szeroko rozpostartych skrzydeł, rozciągający się na niemal cała szerokość podbrzusza, wzlatujący ku błękitnym niebiosom, odziany w zwiewną, perłowobiałą szatę, złotowłosy anioł. Czy raczej anielica, którą autorka zaopatrzyła – nie do końca zgodnie z moimi pierwotnym intencjami – w miejscami wyjątkowo okazałe walory.
    
    – Zmarszczył brwi, wreszcie domyślając się tego, czego zasadniczo bałam się najbardziej.
    
    I cóż miałabym ci teraz rzec, o Adamie? Że udałam się w gościnę do panienki Sofii? A i owszem. Czy odwiedziłam jej pracownię? Odwiedziłam. I to dalece więcej razy, niźli wymagały tego nasze, powiedzmy, wzajemne stosunki zawodowe. Nie będę wszakże ukrywała, że twój niespodziewany wyjazd mający na celu wizytację prowincjonalnych filii firmy, mimo mych początkowych obiekcji, okazał się być mi wielce na rękę. Ale zacznijmy od początku, bo zaraz się nam wszystko pochędoży.
    
    Tak więc, nie zaczynając zdania od „tak więc”, po kolei: who the fuck is Justin… Sofi? Sofia? Sofija? W sumie bez różnicy, ona sama używała zamiennie chyba wszystkich możliwych form swojego imienia, czasami je odmieniając, innym razem nie bardzo, więc i ja będę to robiła, jak mi się tylko żywnie spodoba. I chociaż była to po prostu ...
    ... nasza swojska Zośka, to nigdy nie zauważyłam, żeby przedstawiła się komukolwiek i kiedykolwiek w ten akurat, najwłaściwszy przecież sposób, nawet w najbardziej oficjalnej sytuacji. A kiedy raz czy drugi ja sama ją tak nazwałam, mało mnie nie pogryzła. Widocznie artystki tak mają, że muszą być we wszystkim wyjątkowe i oryginalne, nawet jeśli nie ma w tym zgoła żadnego sensu i celu.
    
    Ano, jest ona moją…Znajomą. I na tym określeniu poprzestańmy, chociaż nie do końca oddaje nasze faktyczne relacje. Do dzisiaj nie jestem w stanie logicznie wyjaśnić, jakim cudem nasze drogi w ogóle się skrzyżowały, tym bardziej, że kolizja naszych cokolwiek odmiennych światów miała miejsce w typowo biznesowej atmosferze, przy okazji spotkania dotyczącego jakiegoś projektu reklamowego, nad którym w tamtym czasie intensywnie pracowałam. I właśnie wtedy, w otoczeniu garsonek, kołnierzyków i nadętego korpobełkotu, pierwszy raz objawiła mi się Sofia. W stylówce zawierającej się w przedziale gdzieś pomiędzy papużką (nierozłączką, sześciotonową – pozdro dla kumatych) na ciężkim kacu, a majakami tatuażysty po srogich pigułach.
    
    Przyznaję, że i ja, podobnie jak chyba wszyscy inni, zastanawiałam się, co ona właściwie tam robiła. Tym bardziej, że nasza rozmowa wcale nie rozwiała moich wątpliwości. Niby na wszystkie czysto zawodowe pytania odpowiadała bardzo rzeczowo, ale jednocześnie robiła to jakby od niechcenia i mocno pretensjonalnym tonem, spotęgowanym dodatkowo przez jej specyficzny sposób wyrażania ...
«12...456...33»