Adam, Ewa i cała reszta, czyli…
Data: 09.05.2024,
Kategorie:
Dojrzałe
Lesbijki
Sex grupowy
uwodzenie,
BDSM
Autor: Agnessa Novvak
... podziwu (a być może i szacunku?), a częściowo możliwe że i czającej się gdzieś w głębi duszy obawy o konsekwencje owego niegodnego czynu, postanowiliśmy że nie rozstaniemy się z tak hojnym souvenirem. Którego odważyłam się przymierzyć tylko jeden raz, a potem szybciutko, ku zresztą niewypowiedzianej uldze, zdeponowaliśmy w skrytce bankowej. I gdzie, choć regularnie przez nas doglądany i podziwiany, spoczywa spokojnie po dziś dzień, czekając na sami nie mamy pojęcia co.
A wracając do sedna historii, to na nieco ponad dwa tygodnie przed „dniem D” (wyjątkowo dużym „D”), Adam został nagle wysłany w delegację, z której miał wrócić dosłownie na styk przed naszym świętem, albo i nawet zaraz po nim. Oczywiście pożegnałam go odpowiednio – przyznaję, że więcej, niż jeden raz – i już w trakcie tych czułości zaczęłam się zastanawiać, czy nie skorzystać z nadarzającej się okazji i nie sprawić mu jakiejś specjalnej niespodzianki? A może nie tylko jemu, ale i sobie samej? Myślałam tak i myślałam, aż wreszcie, bodaj dzień czy dwa po jego wyjeździe, przypomniałam sobie czym w wolnych chwilach zajmuje się Sofi. Sofia. Sofija. A jak już tam sami chcecie.
I
Pierwsze nasze spotkanie miało miejsce się w kawiarni, gdzie przy odpowiednio kalorycznym kawałku ciasta i jeszcze większej, solidnie podlanej śmietanką kawie, spokojnie wszystko sobie wytłumaczyłyśmy. No może nie do końca spokojnie, i zdecydowanie nie wszystko, ale to miało się dopiero okazać. Niby po raz kolejny oznajmiłam Sofi, ...
... że widzę się z nią w bardzo konkretnej sprawie i żeby nie próbowała żadnych flirtów czy innych podchodów, a i ona znów obiecała, że nie ma zamiaru nic kombinować. Ale, jak śpiewał klasyk, nigdy nie wierz kobiecie. Przenigdy i pod żadnym pozorem. Bo o ile podejrzanie szczegółowe rozważania dotyczące mojej relacji z Adamem mogłam jeszcze jakoś wytłumaczyć, to cokolwiek intymne pytanie, czy (cytując dosłownie) golę bobra, już niekoniecznie. Tym bardziej, że zaraz po nim Sofia chciała mi zrobić zdjęcia, jak nietrudno się domyślić, tamtego dokładnie miejsca. Że niby potrzebowała ich dla lepszego opracowania projektu i tak dalej, ale coś mi tu wyjątkowo nie pasowało. Ostatecznie stanęło na tym, że sfotografuje się sama, wyślę jej co trzeba, a ona wszystko przygotuje tak, żeby potem już tylko omówić końcowe detale.
Dopiłyśmy więc, dojadłyśmy i umówiłyśmy na dzień następny. I wtedy zaczęło się na całego.
II
Cały lokal nazywany szumnie „studiem tatuażu” był tak naprawdę pojedynczym pokoikiem, skrytym w oficynie kamienicy w ścisłym centrum miasta, gdzie swego czasu urzędowała równie kameralna fryzjerka, czy inna kosmetyczka. Może przez stereotypowy wizerunek takich przybytków, a może i wygląd samej Sofi, ale spodziewałam się zastać tam co najmniej świątynię kultu Belzedupa. Tymczasem wnętrze było bardzo jasne, niemal szpitalnie sterylne i gdyby nie kilka reprodukcji jej (a przynajmniej tak założyłam, bo podpisane nie były) prac wiszących na ścianach, nikt na pierwszy rzut oka ...