1. Pogrzebywacz (II). Martwy kruk


    Data: 24.05.2024, Kategorie: groza, sekta, Autor: Man in black

    ... determinację. Zrozumiał, że nie ma sensu namawiać jej, żeby zaczekała w domu. Zresztą, nie miał czasu na dyskusje. Jeśli ktokolwiek czaił się na zewnątrz, przedsiębiorca chciał wiedzieć, kto. Para ruszyła po cichu w stronę drzwi wyjściowych.
    
    Opuścili przytulny, ciepły dom. Sceneria zmieniła się dramatycznie. Przed nimi rozciągała się złowieszcza panorama mroku. Krzewy i drzewa majaczyły w ciemności jak przyczajone zło. Było chłodno i nieprzyjemnie. Wojtek ruszył wzdłuż ściany budynku. Miał wrażenie, że niesie dziewczynę na plecach. Szli powoli, rozglądając się nieufnie, aż dotarli do okna. Przedsiębiorca pochylił się.
    
    – I co? Co to było? – dopytywała zniecierpliwiona i przestraszona kobieta.
    
    Nie odpowiedział. Wyprostował się i wyciągnął w jej kierunku rękę. Pracownica nie zdążyła się jeszcze zorientować, co jej szef trzyma w dłoni, ale instynktownie cofnęła się o krok. Jedyne światło, oprócz gwiazd na niebie, sączyło się z okna. Potrzebowała chwili, żeby zrozumieć, na co patrzy. Był to martwy ptak. Kruk. Wtedy usłyszeli dźwięk dochodzący gdzieś z głębi ogrodu. Brzmiał, jakby ktoś modlił się w obcym języku. Monotonne słowa wypowiadane były przez kilka gardeł.
    
    – Biegnij do domu i włącz wszystkie światła – Wojtek nie rozpoznał własnego głosu. – Roksana – powtórzył, kiedy nie zareagowała.
    
    Dziewczyna ruszyła zdezorientowana, przestraszona, potykając się o własne nogi. Wojtek wytężył wzrok. Czuł, że krew w jego żyłach zamienia się w lód. Noc zdawała się pulsować. ...
    ... Nerwy miał napięte jak postronki. Wypatrywał w ciemności intruzów, ale nie mógł niczego dojrzeć. Wiedział, że tam są. Stoją gdzieś w ogrodzie. Członkowie sekty Santa Muerte. Nagle, kilka metrów przed nim, zapłonęły świece. Zobaczył niewyraźnie trzy sylwetki. Strach zjeżył mu włoski na karku, chciał odebrać zdrowy rozsądek, a ciało domagało się natychmiastowej ucieczki. Wtedy, niczym zbawienie, zapłonęło światło.
    
    Trzy postaci, majaczące dotychczas niczym widma, stały się znacznie bardziej realne, choć w świetle ledowych lamp nie mniej upiorne. Wszyscy trzymali świece, osłaniając dłońmi mikre płomienie. Ani światło, ani obecność gospodarza nie speszyło ich. Kimkolwiek byli, nie rozpierzchli się jak senna mara. Po prostu stali i odmawiali swoją mantrę. Wojtek nawet nie zauważył, kiedy wróciła dziewczyna. Ściskała w dłoni telefon.
    
    – Co oni robią? – Wojtek drgnął na dźwięk jej słów.
    
    – Modlą się... chyba... a jeśli tak... to na pewno nie do Boga.
    
    Roksana wybrała numer telefonu, między palcami trzymała wizytówkę Kuczyńskiej. Jej wzrok biegał od intruzów do telefonu. Aparat drżał w dłoni dziewczyny. Miała wrażenie, że to wszystko trwa całe godziny. Wreszcie w słuchawce usłyszała sygnał, a po chwili ktoś po drugiej stronie odebrał połączenie.
    
    – Dzwonię z zakładu pogrzebowego, oni tutaj są.
    
    Połączenie natychmiast zostało przerwane. Roksana oczami wyobraźni zobaczyła, jak kobieta zrywa się z krzesła, wybiega z mieszkania i spieszy do samochodu. „Byle szybciej, niech ...
«12...5678»