Pogrzebywacz (II). Martwy kruk
Data: 24.05.2024,
Kategorie:
groza,
sekta,
Autor: Man in black
... ściągnie tutaj cały cholerny posterunek policji.” Nigdy nie ucieszyłaby się tak na widok munduru, jak w tej chwili. Modliła się w duchu, żeby zjawił się ktokolwiek.
Tymczasem Wojtek uniósł pogrzebacz i postąpił krok naprzód. Cały czas mierzył się wzrokiem z intruzami, choć nie widział ich twarzy, które skrywały kaptury. Czy mają ze sobą broń? A może polegają wyłącznie na okultystycznej wiedzy? Ruszył w ich stronę. Bał się, ale niespodziewana determinacja pchała go przed siebie. Nie był przecież sam. Była z nim Roksana. Postaci, stojące dotychczas nieruchomo, po prostu odwróciły się, świece upadły na ziemię. Intruzi odeszli spokojnym krokiem. Mężczyzna zatrzymał się i odetchnął z ulgą. Wiedział, że nie starczy mu odwagi, żeby ich ścigać. Zresztą byłoby to głupie i skazane na porażkę.
Koniak skończył się, więc Wojtek nalał whisky. Szczodrze. Aleksandra odmówiła, podobnie jak jej partner. Roksana przyjęła wypełnioną do połowy szklankę niczym zbawienie. Jej ciało przeszył nieprzyjemny dreszcz. Czuła w sobie chłód, którego nie potrafiła się pozbyć. Miała nadzieję, że alkohol podziała jak egzorcyzm.
– Najpierw coś uderzyło w okno. – Gospodarz wskazał palcem kierunek. Kuczyńska ruszyła w tamtą stronę. Odchyliła firankę i dokładnie przyjrzała się pęknięciu.
– Mogę zrobić kilka zdjęć?
Wojtek kiwnął głową na znak zgody.
– Co było dalej? – Ligoń trzymał w dłoni niewielki notes i przedsiębiorca pomyślał, że niczym nie różni się od policjantów, jakich widywał w ...
... filmach.
– Wybiegliśmy na zewnątrz. – Przełknął łyk alkoholu. – Byli tam. Czaili się w ogrodzie, a w zasadzie... to... w sumie, to oni się nawet nie kryli. – Musiał się opanować, ponieważ łamał mu się głos.
– Palili świeczki i mówili coś – włączyła się Roksana. – Coś, jakby się modlili... Sama nie wiem.
Detektywi wymienili spojrzenia. Kiedy kobieta skończyła robić zdjęcia, zapytała, czy mogą się jeszcze rozejrzeć po posesji. Wojtek nie miał nic przeciwko i po chwili został sam z Roksaną. Za oknem co jakiś czas można było dostrzec błyski latarki. Po kilkunastu minutach Roksana zniecierpliwiła się. Choć wypiła połowę szklanki, nie czuła, żeby whisky przegoniła demony.
– Czego oni tam szukają?
– Nie mam pojęcia. Pójdę sprawdzić.
Znalazł detektywów przed głównym wejściem. Niemal natychmiast pojawiła się za jego plecami dziewczyna. Spojrzał na nią zaskoczony.
– Chyba nie sądzisz, że zostanę sama choćby na pięć minut?
Wojtek skupił uwagę na gościach. Kobieta trzymała w ręce przezroczysty woreczek, zawierający jakiś nieokreślony kształt, któremu jednak nie mógł się przyjrzeć w słabym świetle. Kuczyńska zauważyła wzrok gospodarza, schowała pakunek do kieszeni i uśmiechnęła się uspokajająco.
– Co to było?
– Gówno, proszę pana. Prawdziwe gówno, niech mi pan wierzy – oświecił go Ligoń.
– Ale...
– Niektórzy wierzą – przerwała mu pani detektyw – że zakopując na czyjejś posesji pewne artefakty, można za ich pomocą ściągnąć klątwę na właściciela.
– Klątwę? – ...