Kotku, masz pięć minut?
Data: 01.06.2024,
Kategorie:
Tabu,
Autor: SataheShetani
- Dziękuję, to wszystko.
Jonathan nigdy nie przedłużał spotkań kadr, jak zdążyłam zauważyć. Nigdy też nie zatrzymał na mnie wzroku dłużej niż pięć sekund, lecz nie był to czas wybitny, gdyż takiej Florence poświęcał przynajmniej dziesięć sekund więcej. To ja byłam przecież seksbombą! Cholera jasna!
Szybko wstałam z krzesła, lecz nie zdążyłam zrobić choć kroku w stronę tego przystojniaka, gdy już wyszedł z pomieszczenia, nie oglądając się za siebie.
- Pieprzone szczęście - mruknęłam do siebie.
Laurel położyła mi dłoń na ramieniu.
- Nowy obiekt zainteresowania? - spytała nieco zmęczonym tonem. Czułam, że już ma dość moich żali na temat facetów.
Mimo iż uznawałam ją za swego rodzaju przyjaciółkę, nie wiedziała o mnie niemalże nic. Czasem plotkowałyśmy, piłyśmy kawę lub jadłyśmy razem lunch. Ot, kobieca relacja. Nie mogłam jednak nikomu zdradzić swoich sekretów - inaczej ojciec już dawno wyrzuciłby mnie z firmy. To byłoby haniebne. Nie, nie mogłam na to pozwolić.
- Co ty - prychnęłam. - On jest zbyt zajęty wgapianiem się w dekolt tej dziwki Megan.
***
Okłamałam Laurel, żeby przypadkiem nikt nie dowiedział się o moim nowym planie. Chciałam umówić się z Jonathanem na randkę. Może nie sprowadzało się to do niewinnych buziaków oraz zagadkowych uśmieszków posyłanych ukradkiem (przecież nie mogłabym sobie wybaczyć, gdybym nie spróbowała zaciągnąć Jonathana do łóżka), lecz jak na razie musiałam z powodzeniem przejść fazę selekcji, jak nazywałam ją drwiąco w ...
... myślach. Oby Jonathan połknął haczyk. Inaczej sprawy mogą się pokomplikować.
Do lunchu pilnie pracowałam, udając, że nie interesuje mnie życie Daphne z marketingu czy problemy George'a z budżetówki. Popijałam herbatę, przeglądając niekończące się stosy dokumentów, odpisując na służbowe mejle oraz podpisując się w odpowiednich miejscach. Po dwóch godzinach byłam wykończona; masowałam nadgarstki, patrząc smętnie na zegar zawieszony na ścianie. Wskazówki, złośliwie, nie chciały przyspieszyć.
Drzwi mojego pokoju otworzyły się. Próg przekroczyła Theresa, osobista sekretarka mojego ojca. Jej garsonka była starannie wyprasowana, koszula zapięta po sam kołnierzyk, zaś włosy spięte klamrą. Wyglądała bardzo profesjonalnie, to musiałam jej przyznać. Przybrużdżona zmarszczkami twarz pozostawała poważna.
- Pan Shawn chce cię widzieć w porze lunchu u siebie w biurze - oświadczyła chłodno.
Posłałam jej promienny, wymuszony uśmiech.
- Oczywiście. Przekaż mojemu ojcu, że będę u niego punktualnie - odpowiedziałam, starając się wyglądać przyjaźnie i miło.
Drzwi zamknęły się.
- Jak ja suki nienawidzę - westchnęłam.
Wiedzialam, że sekretarka skrycie podkochiwała się w ojcu, któremu nie w głowie były romanse. Poza tym, jeśli mam być szczera, wybrałby kogoś młodszego, pełnego wigoru, a nie wiecznie naburmuszoną matronę. Miał przecież gust, odziedziczyłam go po nim. Nawet jeśli swoje obowiązki wykonywała perfekcyjnie, w łóżku byłaby beznadziejna. A jaki wstyd pokazać się z taką ...