Wlascicielka, vol 7: Uwiazanie
Data: 11.06.2024,
Kategorie:
BDSM
Autor: Konrad Milewicz
... rozprostowane a biodra uniesione, głowy zaś nisko przy ziemi. Gwałcone i bite, miały w ustach resztki swojej bielizny lub kneble z szmat. Płakały, gdy krew lała się z ran a mocz na włosy. Czasem w tej pozycji pozostawały kilka dni, a my musieliśmy na to patrzeć. Pewnego dnia jednak, gdy był ładny dzień i przyszedł mnie z powrotem stamtąd zabrać, spojrzał w niebo i powiedział jedno. Zwierzę jest po to by służyć swojemu Panu, ale to Pan decyduje jak użyje zwierzęcia.To właśnie myśląc, wziąłem sobie z psiarni drobną blondynkę. Chwile wcześniej dławiła się błotem i wodą z kałuży, gdy w pół nagą i wgniecioną w ziemię gwałcił z wpół spuszczonymi spodniami służący. Na zawsze zapamiętam jak śmieszne były jego cudowne odzewy typu „jak wielki jest jego kutas w jej dupie” i „pewnie twój nowy pan też będzie lubił Cię jebać w ten otworek”. Kopniakiem posłałem go na kraty, ją podniosłem, drżącą mi w ramionach jak z zimna. Nie płakała, nie krzyczała. Była nieludzko spokojna, co z perspektywy czasu myślę, oznaczało wiarę, że na śmierci tylko zyska. Sam mówił, że im piękniejsze jest dzieło, tym ostrożniejsza musi być jego renowacja. Delikatnie rozebrałem z resztek ubrań, ciało nosiło ślady kańczuga. Włożyłem do wanny i samą wodą tylko umyłem. Ubrałem jej jedną ze swoich koszul od Sama i ułożyłem do łóżka. Miałem nadzieje, że w ten sposób ją trochę ocalę, bo podobała mi się. Wtedy, gdy niebieskie oczy pełne strachu spojrzały na mnie, ironicznie, czułem się pierwszy raz prawdziwym ...
... człowiekiem. Skoro bała się mnie tak jak ich, mogłem nim być. Gorzej, że w tamtej chwili cała nauka Sama nagle nabrała ciężaru, z którym nigdy sobie nie poradziłem i prześladuje mnie już zawsze. To było spojrzenie mamy, jak ułożyła sobie moje dłonie na szyi, tworząc z nich obrożę.Miałam sen o ciemnym świecie. Rozlegał się w nim ryk niski i przeciągły, rozchodząc się echem, zupełnie jakby odbijał się od czarnych ścian. Dopiero potem głośno zbliża się, krocząc jak po kamieniach przy użyciu swoich długich nóg. Rozłożyste, podobne do gałęzi starego drzewa poroże z platyny rozświetla blaskiem ciemność. Perłowe futro okrywa jego ciało wydaje się puchate i miękkie. Długi pysk unosi się do kolejnego pomruku. Nawołuje kogoś, stojąc samotnie, ale nikt mu nie odpowiada. Odwraca ku mnie swoje smutne oczy. Nie w żałosny Aiszowy sposób, nie ofiary błagającej o litość i tylko zachęcającej do dalszej zabawy jej bólem. Patrzy tak, jakby chciał zapytać, gdzie odeszły pozostałe Święte Jelenie. Znów odwraca się i odchodzi, nawołując kolejny raz, a czarne pręty klatki nie pozwalają mi ku niemu sięgnąć, a knebel w ustach przywołać, by został ze mną. Nie posiadał stada. Sam je sobie stworzyć z innych zwierząt, jakie go otaczały.Mama jest wyraźnie zmęczona, idąc podtrzymywana przez Cliforda. Ugina się pod ciężarem piersi, włosy ma niemal czarno-białe. Ciężko siada na kanapie. Interesującym jest jednak drugi z jej towarzyszy. Ubrany w workowatą bluzą, w ciasnych spodniach bez kieszeni i ciemnych okularach ...