Plugawa kompania, czyli heca na cztery…
Data: 22.07.2024,
Kategorie:
historia,
Brutalny sex
Romantyczne
Zdrada
Autor: DumasXXX
Spod nisko zawieszonych chmur zaczęło przedzierać się chłodne słońce. Niemrawo oświetlało poszarzałe pola, dziarsko wyrwane spod władania morza. Bagna i poldery przykryte gęstą mgłą kryły nie jedną tajemnicę. A to stawały się schronieniem dla dzikich zwierząt, a to kryły stwory, których pochodzenia niejeden oświecony mąż nie był w stanie ustalić. Gdzieniegdzie na powierzchnię kanału wypływało przebite ostrzem, opuchnięte i wolne od krwi ludzkie ciało.
W tym diabelskim krajobrazie, przesiąkniętym chłodem i mrożącym kości wiatrem, po wąskiej grobli wędrowała dziewka. W rytm leniwie poruszanych przez naturę łopat wiatraka, grzęzła w błocku swoimi chodakami. Prowadziła dumną, dobrze odżywioną krowę. Nieposłuszne bydlę opierało się z każdym krokiem, tak, że dziewka musiała co rusz ją szarpać, czym strącała ze swej głowy blado-żółty czepiec. Muczenie bydlęcia roznosiło się po otaczających kanałach i polach. W czarnych ślipiach zwierzęcia dziewka mogła ujrzeć strach. Pod kopytami osuwała się ziemista grobla, a tuż obok w kanale gnił ten, co mu sztylet wbito pod żebro. O dziwo obraz ów wcale nie poruszył dziewki, która nawet nie przeżegnała się na widok trupa. Bydlę dalej wyło.
Zwalisty kirasjer okuty w zbroję poprawił się w siodle, by wygodnie pierdnąć. Przetarł zmęczone oczy i spojrzał na horyzont.
– to mówiąc szturchnął jadącego przy nim trzeciego z towarzyszy, który zasłoniwszy twarz potężnym rondem swego kapelusza, drzemał wygodnie w siodle.
Ingmar, aż się zerwał, ...
... chwycił za lejce, pociągnął konia. Ogier prawie stanął dęba, a jego rżenie z pewnością także usłyszała, niedyskretnie obserwowana dziewka.
Ta siłując się wciąż z krasulą, ujrzała na horyzoncie trzy sylwetki jeźdźców. Widok to pospolity w tych stronach, ale w tak niespokojnych czasach trudno było orzec, czy to swój czy też wróg. Jechali z południa, co dla dziewki nie wróżyło nic dobrego.
Nietypowa kompania ruszyła kłusem w stronę dziewczęcia. Trzech panów w pełnym rynsztunku dla siebie tak charakterystycznym. Salomon Wyszkowski, szlachcic herbowy acz ubogi, poddany Króla Jego Mości Władysława, teraz wywołaniec, zbieg z zaciężnych pułków jazdy cesarskiej, w czerwonym żupanie, czapie futrzanej, z szablą przy boku i łukiem w jukach. Takiego to w swej imaginacji widział chyba rodak strwożonej dziewki, Rembrandt van Rijn. Drugi z jeźdźców, przysadzisty, w napierśniku i naramiennikach połyskujących czernią, był Niemcem, Wittmanem, którego nikt w kompani nie pytał, czy to imię czy nazwisko. Ten to ongiś kirasjer w słynnym oddziale Gottfrieda Heinricha zu Pappenheim, teraz wędrował własnymi ścieżkami z niejednym wyrokiem śmierci na karku. Ostatni, postawny, blondwłosy Ingmar Berg był Szwedem, który dowiedziawszy się, że ten na imię, którego przysięgał, poległ bohatersko pod Lutzen, sam zwolnił się z reszty służby. Skórzany kaftan i kapelusz z piórem dodawały mu uroku. Choć każdy, kto go spotkał drżał bardziej na widok dwóch pistoletów, które ten skrył przy siodle.
Dziewka ...