Desperacja (V)
Data: 12.08.2024,
Kategorie:
na plaży,
Lesbijki
desperacja,
tęsknota,
depresja,
Autor: WstretnaLesba
... kamienicy, pieprzyć się z beznadziejnymi w łóżku pannami i gdy zasną, zaspokajać sama pod kołdrą, jakbym nie siedziała tu teraz z cytrynówką i rozmazywała makijażu solą, na którą nie zasługujesz.
Jestem pijana.
Znowu.
Wróć, błagam, kurwa mać, błagam, Alicjo, wróć.
Albo odejdź, ale tym razem na zawsze.
Spędziłyśmy wtedy całą noc na drewnianej wieży ratowniczej, paląc lufkę po lufce. Nie wiem ile ukradła dzieciakom tej trawki; może gram, może dwa, wystarczająco. Leżałyśmy na deskach w samej bieliźnie, z nogami zwisającymi nad ziemią, z piaskiem pod plecami, naśmiewając się z biednego, napalonego chłopaczka.
Alicja uwielbiała seks. Zawsze, wszędzie. Nigdy nie bolała jej głowa, nie szukała wymówek, sama wychodziła z inicjatywą. Zdecydowanie dominowała. A marihuana pobudzała jej libido jeszcze bardziej. Już po pierwszej lufce patrzyła na mnie w Ten Sposób, ten rozbierający, ten pragnący… kochający. W sposób, który do dziś widuję w snach, widzę go gdy zamykam na chwilę oczy, kiedy patrzę w szybę jadąc autobusem, którego szukam w każdej panience z Lex. Czasami znajduję podobne spojrzenie, ale z reguły przypomina raczej wzrok tego chłopaczka od trawki: napalony. I tyle. A Alicja… roztapiała mnie. Patrzyła mi w oczy z uśmiechem krążącym tylko po jednym kąciku ust, a mi już miękły nogi. Tylko jedna kobieta po niej potrafiła patrzeć w Ten Sposób – Magda. Chociaż nie, Magda też patrzyła tylko seksualnie, tylko i aż jednocześnie. W oczach Alicji widziałam miłość. ...
... Pierwszy i ostatni raz w życiu.
Sprawiała, że byłam szczęśliwa. Każdego dnia. Pomimo wielu godzin spędzonych na żarliwych kłótniach, mimo setek straconych łez i kilku rozstaniach trwających z reguły parę minut, byłam cholernie szczęśliwa. Dziś jestem tylko nudną, smutną pijaczką, desperatką szukającą tego, czego nigdy nie znajdzie.
Nie potrafię uwierzyć w to, że jej nie ma.
Trochę otrzeźwiałam.
Molo było takie samo, jak zapamiętałam – a wieża ratunkowa jest zupełnie inna. Tamta pewnie zapadła się przy kolejnym sztormie, nie wiem, nie znam się. Może po prostu ją zburzyli, bo była brzydka i popękana, bo ratownik bał się, że w końcu się pod nim załamie, bo w dupie mają cudze wspomnienia, co ich obchodzi, że jakieś dwie naćpane lesby mizdrzyły się na niej letnią nocą. Ta jest jakby wyższa, też drewniana, ale wykonana z grubszego drewna, innego, lepszego. Ta nie skrzypiałaby, nie kołysała na boki przy każdym naszym ruchu. Czuję się dziwnie, bo zrobiło mi się przykro z powodu braku tej cholernej, obsranej przez mewy wieży. Mam wrażenie, że z dnia na dzień dostaję coraz większego świra.
Nie wiem po co na nią wlazłam, to znaczy wiem, po to samo, po co na molo – żeby przegnać wspomnienie tej suki, ale jednak nie wiem. To wszystko nie ma najmniejszego sensu. Uganiam się jak cholerna gówniara za czymś, czego nie ma, za czymś, co siedzi w mojej głowie; przychodzę w miejsca, które przyprawiają mnie o ból większy od zaklęcia
. A to wszystko w imię czego? Niespełnionej, ...