-
Nawiedzona Rezydencja (XXVI)
Data: 14.08.2024, Autor: C10H12N2O
... szerokie biodra. – Ten pierścionek nie… ugh… oznacza, że jestem twoją żoną, Bartku. Sylwia znalazła dobry rytm. Już czuła, jak narasta jej pierwszy orgazm. – Ja... nadal jestem twoją matką. – Wiem. – Głos Bartosza był stłumiony przez piersi Sylwii. – To bardziej jak... pierścionek z obietnicą. – Co ty… ach… ach… ach… mi obiecujesz? Sylwia czuła, że zaraz będzie szczytować. – Że dalej będę cię pieprzyć… mamo. – To… jest… wspaniała… obietnica. Z ostatnim słowem opadła na niego biodrami i wydała wrzask. Taka przyjemność dla niej nie istniała, dopóki jej syn po raz pierwszy nie włożył w nią swojego potwornego przyrodzenia. Teraz zastanawiała się, jak mogła bez tego żyć. Jakieś pół godziny później Bartosz opróżnił swoje jaja w Sylwii. Następnie dokonał tego jeszcze dwukrotnie. Kiedy skończyli, Sylwia była jęczącym, spoconym, pokrytym spermą nieładem leżącym na łóżku Bartosza. Będzie musiała później wyczyścić jego prześcieradła, ale bez pośpiechu. Nie spał już w swoim pokoju. On i Monika byli co wieczór w łóżku Sylwii. – Hej, Moniu. Chcę, żebyś to ode mnie przyjęła. Bartosz leżał obok swojej siostry w jej łóżku w pokoju na wieży. Przez zachodnie okna wlewały się złote promienie słońca. Wygrzewali się w jego poświacie, oboje z głowami na poduszce Moniki. Bartosz wyciągnął rękę, podziwiając sposób, w jaki pierś Moniki wciąż falowała, jej cycki zwisały na boki, a brzuch sterczał niczym wzgórze do zdobycia. – Co to jest? Monika wyjęła ...
... pierścionek z dłoni Bartosza. Uniosła go nad swoją spoconą twarzą i przyjrzała się czarnemu kamieniu. – Nie wyjdę za ciebie, głąbie. Śmiali się z tego wspólnie. – To tylko prezent. Załóż go. Bartosz przyglądał się, jak zakłada go na prawą rękę. Nie miał nic przeciwko temu, że nie chciała, by ludzie myśleli, że jest czyjąś żoną. – Czuje ciepło. Monika uniosła prawą rękę i podziwiała delikatną, pulsującą czerwień. – Podoba mi się. Dzięki, Bartku. – Nie ma sprawy. Położył dłoń na jej prawej piersi i ścisnął. – Chcesz jeszcze raz? Monika entuzjastycznie pokiwała głową. – Ale w mojej kulturze nie nosimy obrączek ślubnych? Khadra klęczała między nogami Bartosza, kiedy ten podarował jej pierścionek. – Nie do końca się pobieramy. Bartosz przyglądał się Khadrze, jak przygryzała dolną wargę i wsuwa pierścionek na lewą rękę. Nie nosiła już zbyt często hidżabu. – Och, to jest... miłe. Khadra musiała przechylić głowę na bok, by spojrzeć zza masywnego penisa Bartosza wprost w jego niebieskie oczy. – Dziękuję, Bartoszu. – Nie ma za co. Bartosz posłał jej słodki uśmiech. Gdzieś w domu Bartosz usłyszał płacz dziecka. Nasłuchując hałasu, zdał sobie sprawę, że dawno nie słyszał tajemniczego tykania zegara. – Czy to Yasmina? Musisz iść? – W porządku. Ewelina jej pilnuje. Khadra uśmiechnęła się do tego cudownego głupkowatego nastolatka i była szczęśliwa z powodu tego w jaki sposób ją zmienił. – Chcę cię uszczęśliwić. Co mogę dla ...