1. Nawiedzona Rezydencja (XXVI)


    Data: 14.08.2024, Autor: C10H12N2O

    ... ciebie zrobić?
    
    – W takim razie chodź.
    
    Bartosz podał jej rękę i pomógł jej wspiąć się na jego kolana.
    
    – Och, jest piękny, Bartku. – westchnęła Ewelina, podnosząc swój nowy pierścionek do światła. Rzuciła pierścionek Tomka w stronę kosza na śmieci, ale chybiła i uderzył w jego róg.
    
    – Czy to znaczy ...?
    
    Uśmiechnęła się do niego swoim olśniewającym uśmiechem.
    
    – Mam dopiero osiemnaście lat. Jestem za młody, żeby się żenić.
    
    Bartosz zastanawiał się nad sytuacją. Ewelina była naga, podskakiwała z radości obok niego, jej cycki drżały, a Bartosz ją odrzucił. Przed zamieszaniem w rezydencji nigdy by nawet nie pomyślał, że będzie tego świadkiem.
    
    – Nie chcesz być moim mężem?
    
    Ewelina przestała podskakiwać i zmarszczyła brwi.
    
    – Myślałam...
    
    – Chcę, żebyś... um... – Bartosz nie sądził, że tak źle to przyjmie. – Chcę, żebyś była moją sekretną żoną. Zgoda?
    
    Uśmiech Eweliny powrócił.
    
    – Rozumiem. Świat nie jest jeszcze gotowy na Bartosza i jego żony. Wskoczyła na łóżko Bartosza i zajęła pozycję na czworakach. Odgarnęła blond włosy i spojrzała na niego przez ramię.
    
    – No więc, na co czekasz? Czas potajemnie skonsumować nasze sekretne małżeństwo.
    
    Zadrżała wyczekując, gdy materac uginał się za nią pod jego ciężarem.
    
    – Czy będziesz dobrą sekretną żoną?
    
    Bartosz stanął za nią, ze swoim kutasem twardym niczym stal. Nie mógł pozbyć się z twarzy uśmiechu, gdy klepnął ją w blady tyłek.
    
    – Och! – krzyknęła Ewelina. – Będę twoją dobrą sekretną żoną. ...
    ... Sprawię, że będziesz miał mnóstwo dzieci. Ooohhhhhhh...
    
    Jej oczy zaszkliły się, gdy w nią wszedł. Jej ramiona opadły i oparła się na łokciach.
    
    – Tak… wiele… wiele dzieci. – Już dochodziła.
    
    W upalny letni dzień Bartosz wyszedł do ogrodu za domem. Owady brzęczały, a świat wokół niego był intensywnie zielony. Krzak róży wyglądał dorodnie i zdrowo. Wszędzie kwitły czerwone róże.
    
    Jakakolwiek magia wydawała się teraz uśpiona. Ale Bartosz nie chciał podchodzić zbyt blisko. Wszystkie kobiety były w domu, szykując się na przyjęcie pożegnalne Magdaleny, która niedługo miała wyjechać na studia. Bartosz zaprosił wszystkie matki, które odwiedziły go i Monikę w szkolnym magazynie i oczywiście ich synów. Pomyślał, że gdyby Luiza mogłaby zobaczyć przyjęcie z miejsca, w którym się znajdowała, na pewno by ją to uszczęśliwiło.
    
    – Chyba jestem teraz potajemnie żonaty.
    
    Wziął głęboki oddech i wsunął piąty pierścień na palec. Było to przyjemne uczucie, odczuwał jego ciepło rozchodzące się po jego ciele, jakby znajdował się w wygodnym, ciepłym łóżku w chłodną noc.
    
    – Ja… – Bartosz nie wiedział, czy go usłyszy. A może chociaż Syn Jutrzenki będzie w stanie go usłyszeć.
    
    – Chciałem tylko powiedzieć dziękuję.
    
    Wiatr zawiał obok domu i pojedyncza róża spadła z krzewu. Bartosz pomyślał, żeby podejść i ją podnieść, ale przypomniał sobie, jak to coś wchłonęło Głowackich.
    
    – Dobra, na razie.
    
    Bartosz odwrócił się i ruszył w kierunku rezydencji. Musiał pomóc swoim kobietom w ...