-
Brother in law (I)
Data: 27.08.2024, Kategorie: bez seksu, Autor: Kate
... bo niby gdzie? W swoim przydrożnym barze? I akurat musiał nakryć mnie jak skaczę po tych bezcennych meblach – pomyślała. Już chciał coś powiedzieć, ale weszła mu w słowo. – Przepraszam. Tu się nic nie stało – wytarła stolik rąbkiem sukienki – Nie miałam butów. Z wazonem, dzięki panu chyba też nie. – To jest waza - poprawił. – Ming? – wyrwało jej się, znów uśmiechnęła się, niby to do siebie, niby do niego. Jeszcze raz poprawił wazę i spojrzał na dziewczynę krytycznie. – Sądząc po pańskiej minie, znawcy pewnie uważają inaczej – co prawda była wstydliwa i nieśmiała, ale chowała to głęboko i nie okazywała na zewnątrz. Nauczył ją tego oczywiście nie kto inny jak Alex. Uwaga chyba była celna, bo tajemniczy facet przez chwilę sprawiał wrażenie jakby nie wierzył w to co widzi i słyszy. – Co ty tu właściwie robisz? – spytał nagle, nie ukrywając wcale swojej niechęci do niej. – Jestem gościem na przyjęciu – na oschły ton, odpowiedziała podobnym. – Przyjęcie jest na dole. – Wiem, ale czekam na Alexa. – Na Aleksandra – poprawił. – Zwał jak zwał. Dla mnie to Alex. – Wiem, że jesteś na przyjęciu, pytam co robisz tu, na górze. Prócz tego że chodzisz po meblach, gadasz do nich i tańczysz po dywanie. O rany, więc to też widział!!! Co za wstyd – pomyślała. Z początku ją zawstydził i krępował, teraz coraz bardziej denerwował. Co on sobie wyobraża? Czemu jest taki niemiły? – Alex – powiedziała specjalnie akcentując to zdrobnienie jego imienia – zaraz ...
... miał przyjść, a ja miałam mu tu coś pokazać. – W to nie wątpię – odburknął pod nosem i dziwnie zmierzył ją wzrokiem. Nie lubiła gdy ktoś był dla niej niemiły lub traktował z góry. Kiedyś potulnie się usuwała, przy Alexie nabrała nieco odwagi. Przecież nie można tak dać się traktować. Jak Kuba Bogu... – A właściwie... – przestąpiła z nogi na nogę – ...właściwie skąd tu to całe przesłuchanie i taka niechęć z pana strony? Przepraszam, ja rozumiem, że to pańska praca, że... – Co proszę? – spytał, ale nawet tego nie usłyszała i mówiła dalej. – ...odpowiada pan za ten dom, chociaż trudno go nazwać domem, bardziej przypomina muzeum, z tymi wszystkimi eksponatami w postaci wazonów, a raczej waz za dwieście tysięcy dolarów, ale... – Słuchaj ty chyba nie wiesz... – Nie, nie wiem. Nie wiem skąd od razu tyle jadu w pańskim tonie. Rozumiem, że praca w takim miejscu, u takich ludzi, nie należy do najprzyjemniejszych i ja dodatkowo sprawiłam kłopot narażając te pół miliona, ale to nie powód żeby tak od razu mnie niemiło atakować – przerwała w końcu bo chłopak robił się coraz bardziej kredowo biały. – Ja wiem, że nie każdy z gości skakałby po meblach i zatańczyłby na takim włochaczu, ale ja... – Co to jest włochacz? – przerwał. – Włochacz? No dywan – zaśmiała się i wskazała na podłogę. Czasem nazywała rzeczy po swojemu, niekoniecznie istniejącymi w słowniku wyrazami. – Chodnik – poprawił. – Taaaak, znawcy pewnie określiliby go tym właśnie mianem – wkurzał ją. ...