Domino (II)
Data: 23.11.2019,
Kategorie:
fellatio,
morderstwo,
spisek,
Autor: Sztywny
... Rękami?!
- Nie mamy tu żadnego szpadla?
- Nie, moja droga. Mamy kajdanki, pasy, pejcze, kilka wibratorów, ale żadnej łopaty!
- Nie krzycz na mnie! Wszystko miałam ogarnięte, ale musiałeś go walnąć tym młotkiem. Gdzie on w ogóle jest?
- Mam go w kieszeni.
- Daj mi go, bo jeszcze zgubisz. Partacz. Jak ty w ogóle prowadzisz firmę?
- W moje interesy się nie wpierdalaj. Przynoszę pieniądze do domu? No to nie komentuj. I pomóż mi nieść.
Chwycili bezwładne cielsko za ręce i ciągnęli po ściółce. W połowie drogi leśniczy nagle się poruszył.
- Yyy…
Puścili go, jakby nagle stanął w płomieniach, a następnie popatrzyli po sobie.
- On żyje! – Marzena pierwsza się odezwała.
- Daj mi młotek, dobiję go.
Wyszarpała narzędzie zbrodni z kuli zakrwawionych szmat, śmierdzących detergentem i podała mężowi. Jednak, gdy już miał uderzyć, krzyknęła:
- Czekaj!
- Co?
- Nie dobijaj go młotkiem.
- A jak?
- uduś go.
- Dlaczego?
- Jak znajdą jego ciało, od razu będą wiedzieć, że został zamordowany.
- Jak go uduszę, też się kapną. Poza tym, dlaczego mają znaleźć jego ciało?
- Upozorujemy wypadek. Podrzucimy go do chaty i podpalimy. Jak znajdą zwłoki, na pewno nie zobaczą śladów uduszeń, a jedno pęknięcie w czaszce nie zwróci niczyjej uwagi.
Andrzej popatrzył na Mietka, który cicho jęczał i delikatnie się poruszał, a potem na Marzenę. Zacisnął dłonie na szyi z całej siły. Ciało próbowało walczyć, ale leśniczy był wciąż oszołomiony po ciosie w ...
... głowę, żeby stawić większy opór. Po kilku minutach przestał się ruszać.
Gdy dotarli do samochodu, było już późno i oboje z trudem stali o własnych siłach. Prawie się popłakali, gdy nie mogli wrzucić ciała do bagażnika. Pierwszy raz Andrzej przeklął na swojego SUV-a.
- No cóż, do załadowywania ciężkich ładunków się nie nadaje.
Zmęczeni i brudni wsiedli do samochodu i ruszyli. Pojechali dalej, drogą aż do leśniczówki, gdy nagle za kolejnym zakrętem zobaczyli migające czerwono-niebieskie światła.
- Kurwa mać!
Andrzej zaczął zwalniać, kiedy policjant z lizakiem dał im znać, żeby się zatrzymali.
- Dobry wieczór, sierżant… a to państwo. Co tutaj robicie?
Policjantem okazał się ten sam, który ich przesłuchiwał rano.
- Wybraliśmy się na wycieczkę po lesie. Jak widać zresztą.
Andrzej zaśmiał się sztucznie, wskazując na brudne ubrania.
- Widzieli państwo coś podejrzanego?
- Nie. – Oboje popatrzyli po sobie zdziwieni i wzruszyli ramionami.
- Dobrze. Gdzie jedziecie tacy umorusani? Dom jest w drugą stronę.
- Eee…
- Do leśniczego jedziemy – wtrąciła się Marzena. – Zamówiliśmy u niego kiełbasę z dzika.
- Acha. No dobrze, proszę jechać. I proszę dzwonić, jak tylko sobie państwo coś przypomną, albo zauważą coś dziwnego.
- Tak zrobimy!
Mąż krzyknął przez okno z ruszającego samochodu. Siedzieli w milczeniu, dopóki światła radiowozu nie zniknęły za najbliższym zakrętem.
- Dlaczego powiedziałaś, że jedziemy do leśniczego?!
- Ciesz się, że w ...