1. Wszystko albo nic cz. 3


    Data: 02.12.2019, Autor: RicziRicz

    Dni bezpośrednio po ostatnim spotkaniu z Kingą były dla mnie najgorszymi w moim dotychczasowym życiu. Po powrocie do domu próbowałem zadzwonić do dziewczyny, jednak ta początkowo odrzucała połączenie, by z czasem zupełnie wyłączyć komórkę. Następnego dnia sytuacja nie uległa zmianie. Telefon milczał. Myśląc, że uda mi się porozmawiać z nią w cztery oczy, pojechałem do niej do domu, jednak na podwórku zastałem jedynie panią Martę, mamę Kini, która na pytanie czy zastałem Kingę odpowiedziała, że ta rano pojechała do Poznania, załatwić kilka spraw. Dziś wiem, że było to kłamstwo, a dziewczyna przez niemal cały dzień nie opuszczała swojego pokoju. Zrezygnowany, wróciłem do domu i po prostu położyłem się spać. Pomimo, że było dopiero kilka minut po osiemnastej, nie miałem na nic ani siły ani ochoty. Leżałem tak, wpatrując się w sufit i mając nadzieję, że żaden z domowników nie postanowi odwiedzić mnie, w moim pokoju. Nie chciałem, żeby ktokolwiek widział mnie w takim stanie, złamanego psychicznie, z oczami mokrymi od łez, wpatrującego się pustym wzrokiem w nieokreśloną dal. Nie wiem jak długo tak leżałem. Pamiętam tylko, że zanim uciekłem w sen, w pomieszczeniu zaczął robić się już delikatny mrok. Tak samo jak poprzednim razem i dziś przez całą noc męczyły mnie koszmary. Co ciekawe, nie śniły mi się zdarzenia znad jeziora. Przez moją głowę przewalały się okropne stwory, wiadomości o śmierci bliskich, wojenne obrazy, wszystko tylko nie sytuacja związana z Kingą.
    
    Gdy nad ...
    ... ranem, zaraz po przebudzeniu zerknąłem na budzik, momentalnie zerwałem się na równe nogi. Było już grubo po ósmej, a ja obiecałem dziadkowi, że tego dnia pomogę mu w przedżniwnych porządkach w jego gospodarstwie. Szybko ubrałem stare ciuchy i bez śniadania pojechałem do rodzinnego domu mojej mamy. Miałem nadzieję, że na miejscu, przed pracą babcia poczęstuje mnie własnoręcznie przygotowanymi produktami. Nie pomyliłem się. Z przyjemnością zjadłem dwie kanapki z masłem i serem zrobionym z mleka Łaćki- krowy będącej oczkiem w głowie moich dziadków. Po takim śniadaniu, poszedłem z dziadkiem do zabudowań gospodarczych, gdzie przesypywaliśmy do worków pozostałości zeszłorocznego zboża i czyściliśmy skrzynie tak, by były gotowe na tegoroczne plony. Praca była dla mnie zbawienna. Koncentrując się na poszczególnych czynnościach, przestałem myśleć o zmartwieniach. Lubiłem pomagać dziadkowi. Robota w gospodarstwie, choć niejednokrotnie ciężka, dawała mi trudną do opisania satysfakcję. Ani się obejrzałem, a były już dwie godziny po południu. Po skończonej pracy, babcia zawołała nas na obiad. Przy talerzu pysznej zupy pulpetowej porozmawialiśmy w trójkę o tym gdzie planuję iść na studia, dziadek tradycyjnie opowiedział kilka historyjek z czasów swojej młodości, z pewnością ubogacając je przy tym i przemilczając niewygodne fakty. Na koniec babcia dała mi w ramach podziękowań za pomoc pięćdziesięciozłotowy banknot, który oczywiście po czysto kurtuazyjnym wzbranianiu się chętnie przyjąłem. ...
«1234...12»