1. Amerykański sen


    Data: 04.01.2020, Autor: Indragor

    Od autora.
    
    Opowiadanie ma charakter sensacyjny ze szczyptą czarnego humoru. Sceny poważne przeplatają się z humorystycznymi. Czytelnikowi pozostawiam ocenę, które fragmenty należy traktować poważnie, a które wręcz przeciwnie.
    
    W tekście pojawiają się odniesienia do konkretnych filmów. Zwykle dzieje się to nieprzypadkowo. Może komuś uda się odkryć te małe zagadki wiążące się akcją opowiadania.
    
    Ponieważ w tekście pojawiają się drastyczne opisy, nie polecam go osobom wrażliwym.
    
    Jeszcze jako dziewczynka lubiłam oglądać amerykańskie filmy drogi. Oglądać i marzyć, że to ja jadę przez pustkowia Stanów kabrioletem, a wiatr rozwiewa mi włosy, albo prowadzę wielką ciężarówkę. Jako nastolatka byłam już pewna, że kiedyś zrealizuję to marzenie. Zawsze jednak coś stawało na przeszkodzie. Będąc nastolatką, nie mogłam sama, później studia na iberystyce, a pierwsza kiepsko płatna praca wykluczała realizację. Dopiero gdy zostałam tłumaczką literatury iberoamerykańskiej, moja sytuacja finansowa uległa radykalnej poprawie. Mogłam już spełnić swoje marzenie, ale… Pojawił się w moim życiu mężczyzna. Bardzo ważny mężczyzna, który wkrótce został moim mężem. A potem ciąża. Tak więc musiałam znowu odłożyć na później swoje wielkie marzenie. Bez żalu, ale nigdy nie zrezygnowałam z niego.
    
    Dopiero będąc żoną i matką ślicznej trzylatki, nadarzyła się, trochę przypadkowo, okazja spełnienia mojego snu. Miałam już trzydzieści dwa lata i zdawałam sobie sprawę, że albo teraz, albo nigdy. Za kilka ...
    ... lat, gdy na dobre ugrzęznę w codzienności, będzie za późno, może dopiero na emeryturze; tak czułam. Jednak emerytura była dla mnie zdecydowanie zbyt odległą perspektywą, a więc teraz i tylko teraz!
    
    Wówczas od ponad roku obok mnie pomieszkiwała pewna 28-latka, Barbara. Wcześniej studiowała w USA, później przez jakiś czas tam pracowała, by ostatecznie wrócić do Polski. Z racji podobnych zainteresowań, zaprzyjaźniłyśmy się. Z kolei w USA Barbara przyjaźniła się z czarnoskórą Florence, pielęgniarką w mniej więcej moim wieku. Barbara chwaliła się, że nauczyła Florence mówić po polsku. Dla mnie to bez większego znaczenia, bo mój angielski jest całkiem przyzwoity. Ot taka ciekawostka. I tak od słowa do słowa, doszłyśmy do wniosku, że to dobry pomysł, aby we trzy dziewczyny przejechać samochodem wszerz USA, omijając duże skupiska ludzkie, zaglądając tylko do małych miasteczek. To było moim warunkiem, miało być jak w filmach drogi.
    
    I tak od pięciu dni podróżujemy kabrioletem Florence po „dzikiej” Ameryce, a wiatr rozwiewa mi włosy. Trzy dziewczyny w T-shirtach i obcisłych spodenkach albo kusych spódniczkach, zależnie od kaprysu, i kowbojskich kapeluszach, też od czasu do czasu. Jest gorąco i tak cudownie przyjemnie, że bardziej nie mogłabym pragnąć. Całkowite spełnienie mojego amerykańskiego snu.
    
    Na nocleg zjechałyśmy do takiego miasteczka. „Populacja 997” – głosił napis przy wjeździe. Ciarki mi po plecach przeszły; tak jakoś dziwnie się poczułam, jakbym przekraczając granicę ...
«1234...16»