Amerykański sen
Data: 04.01.2020,
Autor: Indragor
... dwadzieścia kilka kilometrów.
Barbara wyciągnęła komórkę i unosząc ją nad głowę, obróciła się wkoło, jakby to miało w czymś pomóc.
– I co? – zapytałam z nadzieją.
– I nic – westchnęła z rezygnacją. – Może poczekajmy, ktoś powinien jechać… – dodała bez przekonania, chowając w torebce, teraz bezużyteczny gadżet.
– Słyszałaś, co mówiła barmanka. Tą drogą prawie nikt nie jeździ, a szeryf zacznie nas szukać dopiero jutro. Nie ma mowy, nie spędzę nocy na pustyni – odpowiedziała Florence, wyraźnie przestraszona perspektywą nocowania pod gołym niebem.
– Dlaczego? Nie bądź taką panikarą, noc może być przyjemna – odrzekłam, zauroczona nową przygodą.
– Wiesz, jakie tu stworzenia nocą się pojawiają? Ja nawet nie chcę wiedzieć. – Przestraszona Florence zamachała dłońmi. Wracamy do miasta! – Zdecydowanie zakończyła.
– Florence ma chyba rację – niepewnie poparła ją Barbara.
O tym, co może się pokazać nocą na pustyni, nie pomyślałam. Poczułam strach.
– Dobrze, wracamy – zgodziłam się z ociąganiem. – Dwadzieścia kilometrów to rzeczywiście nie tak dużo.
– Może będziemy miały szczęście i po drodze ktoś nas podwiezie – dodała otuchy Barbara.
– To nie ma co marnować czasu – zdecydowanym głosem odezwała się Florence. – Bierzemy tylko picie i kanapki, i w drogę.
Przeszłyśmy jakieś dwie mile, gdy na horyzoncie pojawił się jakiś pikap. Jechał akurat w stronę naszego miasteczka.
– Mamy szczęście – zawołała Barbara, z radości aż podskakując.
Pikap zatrzymał ...
... się tuż przed nami.
– Wskakujcie – zawołała siedząca obok na oko czterdziestoletniego kierowcy kobieta w podobnym wieku – podwieziemy was do miasta.
W tym czasie mężczyzna otaksował nas. Normalnie nie wzbudziłoby to mojego niepokoju. Byłam przyzwyczajona, że mężczyźni gapią się na mnie, jak na potencjalną zdobycz, ale ten… Ten raczej patrzył na nas, jakby oceniał, czy możemy stanowić jakieś zagrożenie. Aż poczułam się nieswojo. Coś mi mówiło, że nie powinnyśmy wsiadać do tego samochodu, ale wyboru nie miałyśmy.
– Macie szczęście – kontynuowała ciepło kobieta – jak na tym odludziu zepsuje się samochód, to nie jest wesoło.
Tuż po tym, jak zapakowałyśmy się na tylne siedzenie półciężarówki, kobieta przedstawiła siebie z imienia i mężczyznę jako swojego męża. Okazali się całkiem miłym małżeństwem. Uśmiechnęłam się do siebie, że na początku zrobili na mnie takie dziwne wrażenie.
Daleko nie ujechaliśmy, gdy nagle z kierunku miasteczka pojawiła się dość potężna osobówka, z pewnością SUV. Z tyłu przez okno wychylił się jakiś mężczyzna, z pistoletem, jak mi się wydało. Ta twoja wyobraźnia, pomyślałam, karcąc się za taki pomysł. Broń? Tu na odludziu? Po co? Gdy tylko to pomyślałam, mężczyzna za kierownicą zawołał:
– Kurwa! Zawracamy! Trzymajcie się! – po czym krótko zwrócił się do żony: – Dzwoń.
Gwałtownie zahamował, zawracając pikapa, aż wszystkie trzy krzyknęłyśmy ze strachu, po czym ruszył z kopyta w kierunku, skąd niedawno przyjechaliśmy.
Przecież tu nie ma ...