Amerykański sen
Data: 04.01.2020,
Autor: Indragor
... prawo. Zeszłam dalej w dół, na uda, tak nisko, jak mogłam. Następnie prawą rękę wsunęłam sobie między nogi, łapiąc się zdecydowanym gestem za krocze, równocześnie wydając z siebie syk podniecenia i stając w większym rozkroku, tak abym mogła wsunąć czubki palców głęboko między uda, zaraz po tej czynności wydając z siebie zmysłowe „ach”, pełne podniecenia, chociaż udawanego. Natychmiast po owym „ach”, ruchem głowy odrzuciłam w tył włosy, niczym niesforna klacz. Mężczyzna stojący naprzeciwko oblizał wargi lubieżnie, wydając z siebie pomruk akceptacji. Jego spojrzenie zaś, w trakcie moich wygibasów zmieniło się niepostrzeżenie z zadowolonego na pełne pożądania. Za to w tym samym czasie jego kompan z uśmiechem potaknął głową niczym profesjonalista oceniający z aprobatą występ amatorki. Odsunęłam lekko dłoń od krocza, wszakże nie odrywając dwóch palców, którymi przesunęłam powoli w górę po rozporku obcisłych spodenek. Przez chwilę bawiłam się guziczkiem, zarazem wsuwając kciuk pod spodenki.
Co ja wyprawiam, przemknęło mi wówczas przez myśl. Czułam się, jakbym się znajdowała w jakimś koszmarnym, surrealistycznym śnie, z którego chcę się obudzić, ale nie mogę. Przypomniał mi się na dodatek cytat z „Seksmisji”: „Dajcie tu jakąś muzyczkę”, co jeszcze pogłębiło dziwaczność sytuacji. Złapałam rękami brzeg koszulki i kręcąc biodrami jak w jakimś kiepskim tańcu erotycznym, zaczęłam ją podciągać. Dopiero teraz spostrzegłam, zajęta „czarowaniem” oprychów, że Baśka stoi jak słup soli, ...
... gapiąc się na mnie z otwartymi ze zdziwienia ustami. Trąciłam ją biodrem, aby wyrwać z osłupienia i mimiką twarzy nakazałam, aby robiła to samo, co ja. Baśka złapała brzeg T-shirta i kręcąc biodrami, też zaczęła podciągać go, odsłaniając podobnie jak ja, coraz więcej gołego ciała. W chwili, gdy moja koszulka była już na tyle wysoko, że zasłoniła mi oczy, usłyszałam „bach”, „bach” i chwilę potem trzecie „bach”. Chciałam jak najszybciej zobaczyć, co się dzieje, ale spanikowana zaplątałam się w koszulkę i gdy w końcu odsłoniłam oczy, zobaczyłam biegnącą z uśmiechem w naszą stronę Florence, trzymającą jeszcze w dłoni pistolet. Za to dwaj oprawcy leżeli na drodze nieruchomo. Momentalnie rzuciłyśmy się na nią, gorąco dziękując za uratowanie życia.
– Oj tam, na moim miejscu zrobiłybyście to samo – odezwała się skromnie Florence, po czym dodała rozbrajająco: – Na szczęście w porę zdążyłam się wykupkać.
Po mnie przeszedł dreszcz, bo przeraziła mnie myśl, co by mogło się stać, gdyby miała zatwardzenie.
– Skąd umiesz strzelać? – zapytałam.
– Regularnie chodzę na strzelnicę – pochwaliła się. – Dzisiaj życie staje się coraz bardziej brutalne. Kobieta musi umieć się obronić.
Zawsze byłam przeciwniczką broni palnej, ale teraz przyznałam Florence stuprocentową rację.
– Nie żyją? – odezwała się Baśka, patrząc na leżących bezładnie mężczyzn. Mimo wszystko nadal budzili lęk.
– Chyba tak – odpowiedziała Florence – ale nie mam ochoty sprawdzać. Wynośmy się stąd.
– Słusznie – ...