Amerykański sen
Data: 04.01.2020,
Autor: Indragor
... jesteśmy idiotkami. – Florence spojrzała na nas z politowaniem.
Wbiłam w nią zdziwiony wzrok.
– No przecież możemy jechać autem tego zabitego małżeństwa! – zawołała zadowolona.
– Nic z tego! Ja nie wsiądę! Za dużo krwi!– zaprotestowała zdecydowanie Baśka.
– Też nie wsiądę! – poparłam ją. Na samą myśl, co tam widziałam, wysiadając, żołądek zaczął podchodzić mi do gardła.
– Tam jest kałuża krwi i… i… jakieś kawałki mózgu! – desperacko zawołała Baśka – będę rzygała całą drogę!
– Samochodem będziemy w mig! – przekonywała Florence – Zamkniecie oczy i już! Ja poprowadzę. Krew jest tylko na siedzeniu obok kierowcy. Chyba. No i może trochę na podłodze. Zasłonimy czymś fotel i nie będzie widać.
– Czym? – jęknęła Baśka – nie mamy nawet ubrań!
– Oj… – zastanowiła się Afroamerykanka – w ostateczności nasypiemy piachu. Naprawdę nic nie będzie widać. – Intonacja jej głosu świadczyła, że sama nie bardzo wierzyła w to, co powiedziała.
– Nie ma mowy! Nie wsiądziemy i koniec dyskusji! – zdecydowanie starałam się zakończyć sprawę.
– No dobrze, to zróbmy tak. Pojadę do miasteczka i sprowadzę pomoc, a wy… – urwała, po czym zrezygnowana dorzuciła: – Nie pojadę… popatrzcie na koła.
Spojrzałam za wzrokiem Florence. Pamiętałam, że po strzelaninie jedna przednia opona pikapa była przebita. Teraz przebita była też tylna. Domyśliłam się, że po drugiej stronie samochodu może być tak samo. Naiwna. Jasne, przecież bandyci nie zostawiliby nam sprawnego środka ...
... transportu.
Przygnębione kolejnym niepowodzeniem, stałyśmy bezradnie, sflaczałe jak te opony. Mimo wszystko żadnej z nas nie uśmiechała się dwudziestokilometrowa wędrówka i to nago.
– A może nie będzie trzeba… – powiedziałam wolno, mając na myśli pieszą wędrówkę, próbując równocześnie upewnić się, czy ten odległy jeszcze samochód pędzący z kierunku Red Rock nie jest fatamorganą. Wyciągnęłam rękę, a dziewczyny jak na komendę odwróciły się, patrząc we wskazanym kierunku.
– Samochód! – zawołała Baśka i aż podskoczyła z radości. – Jesteśmy uratowane!
Ogarnęła nas euforia. Zaczęłyśmy skakać, machać rękami, krzyczeć, nie zważając, że nie mamy na sobie nawet skrawka ubrania. Kierowca chyba nie dowierzał własnym oczom, bo gdy samochód zbliżył się, przez boczne okno wychynęła na moment niezwykle zdziwiona jego twarz. Był bardzo młody i niezwykle przystojny, co od razu zauważyłam. Taki młody Leonardo DiCaprio z „Romea i Julii”. Może nie miał nawet dwudziestu lat. Patrzył na nas z otwartą buzią i jechał prosto na przeszkodę w postaci blokującego jego stronę drogi pikapa. Pierwsza zorientowała się w zagrożeniu Florence i zaczęła krzyczeć, próbując ręką wskazać kierowcy przeszkodę. Niestety, ten tylko gapił się na nas jak zahipnotyzowany i jechał prosto ku przeznaczeniu. Dalsze wypadki pamiętam, jakby toczyły się w zwolnionym filmie. Samochód młodziaka walnął w półciężarówkę, spychając z drogi, odbił się od pojazdu, rozjeżdżając leżące obok zwłoki zastrzelonego mężczyzny, wlokąc go pod ...