1. Amerykański sen


    Data: 04.01.2020, Autor: Indragor

    ... spodem niemal na drugą stronę drogi, po czym z impetem wbił się w bok kabrioletu Florence. Całość przy akompaniamencie zgrzytu giętej, rwanej, łamanej i ściskanej blachy, charkotu przesuwanych pojazdów i naszych krzyków. A potem zapadła krótka cisza, którą przerwał histeryczny krzyk roztrzęsionej Florence:
    
    – Moje ukochane auto!
    
    – No to chyba nie musimy już iść do warsztatu Barta – skomentowałam katastrofę. Po tym, co przeżyłam i teraz zobaczyłam, już nic nie było w stanie mnie zaskoczyć.
    
    Florence natychmiast spiorunowała mnie wzrokiem. We trzy spojrzałyśmy na siebie i… jak sądzę, wszystkie pomyślałyśmy o tym samym, bo równocześnie, jak na komendę, rzuciłyśmy się w kierunku roztrzaskanego samochodu przybysza.
    
    Nie było łatwo dostać się do zmiażdżonego pojazdu. Na szczęście drzwi obok kierowcy wygięły się na zewnątrz i udało nam się jeszcze je na tyle otworzyć, choć z niemałym trudem, aby Florence mogła się tam dostać.
    
    – Co za przystojniak – rzuciła Florence, zanim jeszcze udało się jej wcisnąć w szczelinę uchylonych drzwi – takiemu od razu mogłabym dać – chichotnęła.
    
    – Aha… ja chyba też – wtórowała jej Barbara, spoglądając znacząco na mnie.
    
    – Mnie nie pytajcie – odpowiedziałam – ja mam męża.
    
    – Ewka, nie bądź taką sknerą. Za uratowanie życia należałoby mu się – z wyrzutem w głosie zwróciła się do mnie Baśka.
    
    – Może… – zgodziłam się, chociaż bez przekonania, ale nie chciałam dłużej kontynuować tego tematu.
    
    – Nie żyje. – Niemal w tym samym momencie ...
    ... z wnętrza pojazdu dobiegł nas głos Florence.
    
    Obie z Baśką równocześnie odskoczyłyśmy krok, przerażone wiadomością.
    
    – Jesteś pewna? – zapytałam z niedowierzaniem.
    
    Florence wypełzła z rozbitego pojazdu.
    
    – Tak, jestem, chyba ma złamany kark – odpowiedziała poważnym tonem, patrząc na nas. – Jestem pielęgniarką – przypomniała po chwili, widząc nasz pełen niedowierzania wzrok.
    
    – No to nadal nie mamy czym jechać – powiedziałam.
    
    – Ewka, co ty gadasz, taki fajny chłopak nie żyje, a ty o tym…
    
    Może rzeczywiście moja wypowiedź nie była na miejscu, ale fakt faktem, że nasza sytuacja się nie poprawiła ani o centymetr. W międzyczasie, gdy stałyśmy zszokowane wiadomością, Florence odeszła kawałek i usiadła na poboczu.
    
    – To wszystko przez nas... – chlipnęła. – Głupie pizdy… – jęknęła ze złością w głosie. – Gdyby nie my… ten chłopak by żył… – Dziewczyną wstrząsnęły spazmy płaczu.
    
    Zamierzałam odwrócić się w jej kierunku, jakoś pocieszyć, ale niespodziewanie mój wzrok padł na zwłoki mężczyzny przywleczone z drugiej strony drogi przez samochód chłopaka. Teraz, z częściowo zerwaną skórą twarzy, bardziej przypominały krwawy, niemiłosiernie poharatany strzęp, niż człowieka. Żołądek znowu podszedł mi do gardła. Zrobiło się jeszcze bardziej ponuro. Do kompletu brakowało tylko złowrogich odgłosów ptactwa. Zamknęłam oczy i odwróciłam głowę. Dopiero gdy byłam pewna, że ten straszny widok jest poza moim zasięgiem, otworzyłam je ponownie. Podeszłam do Florence i usiadłam obok. ...
«12...91011...16»