Arystokrata (XIII)
Data: 06.01.2020,
Kategorie:
Brutalny sex
homoseksualizm,
niewolnicy,
Autor: violett
... Dużo satysfakcji sprawiało Blasowi, nazywanemu przez innych tam obecnych Hieną, opowiadanie co z nim będzie robił jego pan i że wszystkie poprzednie stosunki będą niczym w porównaniu z tym, co go dopiero czeka. Lan instynktownie wyczuwał, jak się zachowywać, żeby nie prowokować sadysty do bicia, ale wiedza usłyszana od ludzi, z którymi tutaj się zetknął, przerażała go coraz bardziej. Rozmowa z pobitym niewolnikiem też zdawała się potwierdzać ich słowa i teraz już nie wiedział, co sądzić o tym, z czym przyszło mu się mierzyć i jak dalej funkcjonować.
A tymczasem samotny i bezbronny czekał na swego oprawcę. Strach paraliżował go do tego stopnia, że nie podejmował żadnych prób obrony. Bał się bicia, tortur i każdej kolejnej godziny w swoim przegranym życiu. Pozwalał się ruchać mężczyźnie, i to już było uwłaczające, ale że robił wszystko, żeby go zadowolić tylko dlatego, aby mu podobnych nie było wielu, sprawiało, że czuł do siebie obrzydzenie. Nie chciał tego metalu na szyi; nie chciał, aby ciemnowłosy arystokrata zabrał go na orgię jako zabawkę dla innych zboczeńców; nie chciał się bać. Pragnął tylko obudzić się z koszmarnego snu, być wolnym i powrócić do domu. Od kilku godzin dojrzewała w nim jedna myśl, ale jej też się bał.
Szedł…! To był on. Wszędzie rozpoznałby energiczne, szybkie kroki. Wraz z naciśnięciem klamki, serce chłopakowi podskoczyło do gardła, a przez całe ciało przebiegł zimny dreszcz. Szybko ściągnął łopatki i przyłożył głowę do podłogi, dłonie splótł ...
... na plecach i w takiej niezwykle niewygodnej pozycji zastał go właściciel. Czternaście kroków potrzebował Robert Rays, aby wywołać skurcz w żołądku uległego. Lan mocno zacisnął powieki w nadziei, że stanie się niewidzialnym. Niestety.
Nie mógł zobaczyć, ale wyczuł, że Pan podniósł leżący tuż obok krótki bacik i napiął się w oczekiwaniu na uderzenie.
Jeden, dwa, trzy… doliczył do trzydziestu kilku i nic się nie wydarzyło, chociaż wyraźnie odbierał na sobie palący wzrok i słyszał coraz głośniejszy, ale miarowy oddech mężczyzny. Chłopak za wszelką cenę pragnął zapanować nad lękiem i niekontrolowanym mrowieniem ciała. Jeden, dwa, trzy… trzydzieści dziewięć, czterdzieści, czterdzieści jeden… Liczenie pozwalało mu skupiać się na czymś innym, uspokoić rozdygotane wnętrze, dzięki czemu nie poddawał się szaleństwu i okazywaniu słabości, tak jak to robił wcześniej. Na początku bronił się przed tym sadystą, kopał i gryzł, ale przystojny łowca, na głos dzieląc się z nim swoimi przemyśleniami w temacie takiego zachowania, wymierzał razy: za jedno ugryzienie – dwa ciosy w głowę, za kopnięcie – dwa w żebra, cios otwartą dłonią w twarz dostawał za drobne uchybienia. Potem już tylko płakał, nie tyle z bólu, ile z upokarzającej bezsilności. Nie miał z nim żadnych szans, chyba że wysiłek w obronie ciała skierowałby na ochronę umysłu przed dotykającym go bólem i nade wszystko wstydem. Nie wstydził się siebie, wstydził się tego, co z nim robił ten dewiant. Nauczył się skupiać na liczeniu ...