Dzikie bestie. Leksykon
Data: 22.01.2020,
Kategorie:
masochizm,
patologia,
kazirodztwo,
obsesja,
zboczenie,
Autor: DwieZosie
... z domu. Po drodze złapałam budkę telefoniczną i przekręciłam do Borysa. Dużo czasu zajęło mu doczłapanie się do słuchawki.
Poprosiłam o dzień wolnego, ale zrobiłam to tak, by zabrzmiało jak żądanie. Starałam się brzmieć stanowczo i hardo, co nie należało do moich specjalności.
- Dobrze, Alinko – odpowiedział zachrypniętym, skacowanym głosem. - Ile tylko chcesz, tylko wróć do mnie. To, co miało miejsce wczoraj...
Najwyraźniej przystępował do przeprosin, więc natychmiast rozłączyłam rozmowę. Poczułam niemałą satysfakcję z tego jawnego pokazu złości.
Wrzuciłam kolejne żetony i zadzwoniłam do Justyny, do której miałam prośbę o przysługę.
Po krótkiej rozmowie od razu udałam się do jej mieszkania, ulokowanego nieopodal żerańskiej fabryki FSO. Na samym wejściu przyjaciółka wycałowała mnie i mocno wyściskała. Jakaż to była przyjemność obcować z kimś, kto nie żywił wobec mojej osoby żadnych seksualnych zamiarów.
Dała mi zapasowe klucze. Poinformowała gdzie znajdę bieliznę oraz które wiktuały z lodówki były zdatne do spożycia. Przestrzegła przed jej psem, bo, jak mówiła, był wiecznie spragniony obcych, a kobiet w szczególności. Dała jeszcze jednego całusa, po czym wybiegła do pracy.
Ruszyłam ku sypialni, która jednocześnie pełniła funkcję pokoju dziennego. W tym domu były tylko trzy pomieszczenia; kuchnia, łazienka i właśnie salon. Mimo ciasnoty, czułam się tu dobrze. Mieszkanie było ciche, przytulne, a zarazem pozbawione żywych istot. No może z wyjątkiem tego ...
... wielkiego owczarka niemieckiego, kręcącego bączki po parkiecie i wachlującego radośnie ogonem.
Zrzuciłam ciuchy i z rozkoszą położyłam się na rozłożonej, skrzypiącej wersalce. Wsunęłam ciało pod pierzynę, która wciąż utrzymywała resztki ciepła po Justynie. Teraz nareszcie mogłam odrobić nieprzespaną noc. Zapomnieć o wszelkich ohydnych sprawach, odbudować siły oraz znaleźć odwagę, by wprowadzić poważne zmiany w życiorysie. Zasypiałam z tą myślą i aż uśmiechałam się szeroko. W ciągu krótkiego momentu, który poprzedza letarg, wszystko wydaje się możliwe, takie łatwe do osiągnięcia.
Z drzemki wyrwało mnie mocne szarpnięcie. Niemal podskoczyłam na łóżku, a serce podeszło do gardła.
Pies Justyny zsunął się z wersalki. Uciekł do kąta pokoju i stamtąd patrzył na mnie badawczym spojrzeniem. Odetchnęłam, a następnie zaniosłam się śmiechem.
- Nawet tutaj – powiedziałam do siebie – Nawet w takim zaciszu znajdzie się gnojek, który będzie chciał mnie wykorzystać.
Zanim zasnęłam po raz drugi, upewniłam się, że już nic nie stanie na przeszkodzie mojemu wypoczynkowi. Wzięłam bydlę za sierść i zaciągnęłam do kuchni, gdzie planowałam je uwięzić. Wygłaskałam psa na do widzenia, bo czułam, że tym sposobem szybciej pogodzi się ze swym losem. Wtedy ten wskoczył na mnie całym ciężarem i z zaskoczenia posłał na klęczki. Odrzuciłam go od siebie ze śmiechem, lecz skutek był taki, że skoczył jeszcze raz. Rzucał się tak dalej w amoku, szczekał i ślinił, zaś spomiędzy łap wypełzła nagle różowa ...