Dzikie bestie. Leksykon
Data: 22.01.2020,
Kategorie:
masochizm,
patologia,
kazirodztwo,
obsesja,
zboczenie,
Autor: DwieZosie
... rozmontowało mnie do reszty. Tracąc przytomność, żywiłam się samolubną przyjemnością, jaką mi właśnie ofiarowano.
7. Miłość.
Wróciłam do pracy, ale nie do Borysa. Choć kręcił się często po bazarze i niejednokrotnie usiłował nawiązać pojednawczy dialog, za każdym razem zbywałam go w chłodny sposób. Skupiałam się na powierzonych mi zadaniach, wykonywałam je z należytą sumiennością oraz czymś, co dałoby się pewnie podciągnąć pod profesjonalizm.
- Trochę droga, fakt, ale za to jaka klasowa, niech se pani nie żałuje na wyglądzie – przekonywałam bezimienną kobietkę, a potem powtarzałam tę kwestię po wielokroć, w różnych konfiguracjach i przy użyciu odmiennych epitetów.
Rzucałam się ku klientom z jeszcze większym zaangażowaniem, niż dotychczas, byle tylko uwolnić się od potulnych, żebrzących oczu Borysa. Ten zaś długo prześladował mnie swoją obecnością i nie odpuszczał. Czaił się na zapleczu szczęk, niby przeliczając utarg. Potem łaził mozolnym krokiem po bazarowych alejkach. Za każdym okrążeniem szukał ze mną kontaktu wzrokowego albo rzucał jakąś suchą, szefowską uwagę:
- Ile nam zostało tych gumowych klapek?
- Czy tej halki nie dałoby się wysunąć bliżej przejścia?
- Chyba powinniśmy to jakoś ładnej poukładać, nie sądzisz?
W luźniejszych chwilach wymieniałam z Justyną poufne spojrzenia. Była niejako lustrem dla wszelkich moich poczynań. Zaczepiała przechodniów podobnymi sztuczkami, jakie i ja sama stosowałam, a następnie kupczyła z niemal identyczną, ...
... bazarową manierą. Robiła to rzadziej, niż ja, ponieważ zakres jej towaru ograniczał się właściwie tylko do torebek. Ale poza tym jednym, w pracy różniło nas niewiele.
Borys dał wreszcie za wygraną i zniknął. Nie wiedziałam nawet, w którym dokładnie momencie.
7. b.
Kończąc dzień pracy, myślałam już tylko o niej; o ciepłych piersiach, ustach oraz pięknej, odważnej twarzy. Długo mi zajęło dojście do tej prawdy.
Jeszcze rano czułam lekkie zakłopotanie na wspomnienie o naszych pijackich fikołkach. Kiedy wychodziłyśmy na bazar, nie rozmawiałyśmy ze sobą zbyt wiele. Unikałam jej spojrzeń lub szczerzyłam się nerwowo. W ciągu dnia oswajałam się z tym, co zaszło i coraz śmielej zaczynałam tęsknić.
Teraz natomiast byłam uczciwa wobec samej siebie. Rozumiałam, że pragnę jak najprędzej znaleźć się w pobliżu Justyny. Dążyłam do tego, by wczorajsza przygoda miała swój ciąg dalszy. Co więcej, wcale nie chciałam nazywać tego „przygodą”. Wolałabym, aby nasza nowa relacja przybrała stałą, rutynową formę. Być może właśnie odkryłam w sobie naturę lesbijki albo po prostu dałam się uwieść tej pierwszej lepszej istocie, która w łóżku okazała coś innego, niż przemoc czy ohydę. Doświadczenie czułości było dla mnie na tyle istotne, że płeć przestawała mieć tutaj jakiekolwiek znaczenie.
Justyna, podobnie jak ja, zwijała swój kramik. Pakowała towar do metalowych skrzyń, które następnie owijała łańcuchem i spinała kłódkami. Zawiesiłam się na moment, pożerając wzrokiem jej napięte ramiona oraz ...