Dzikie bestie. Leksykon
Data: 22.01.2020,
Kategorie:
masochizm,
patologia,
kazirodztwo,
obsesja,
zboczenie,
Autor: DwieZosie
... sugestii Borysa, nie dopuszczałam do siebie ewentualności jej śmierci, ale też rezygnowałam z wszelkich optymistycznych wariantów w tej historii. Dla własnego dobra uznałam, że Justyny nie ma, nie będzie, nigdy nie było.
Wskazówka przekroczyła północ. Herbata została wypita. Trudno było mi zebrać się w sobie, by zrobić to, co konieczne.
- Wszystkiego najlepszego, Filipie – powiedziałam cicho, odruchowo splatając ręce na piersi.
Z założenia miało to brzmieć przyjaźnie, ale wyszło jakoś chłodno.
- Dziękuję – Zrewanżował się równie nieprzystępnym brzmieniem.
Nastąpiła bardzo niezręczna cisza, którą po chwili rozdarł odgłos odsuwanego krzesła. Filip wziął puste szklanki, odstawił je do zlewu i wyszedł z kuchni. Z głębi mieszkania doleciało do mnie ciche „dobranoc” oraz trzaśnięcie drzwiami.
Siedziałam bez ruchu jeszcze przez kilkanaście minut, zastanawiając się co robić. Jaką czynność mogłabym teraz podjąć, by choć trochę pomniejszyć wrażenie życiowej porażki. Nie myślałam o żadnych długofalowych procesach. Chodziło o coś doraźnego, choćby symbolicznego. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy. Jedynym rozwiązaniem był sen, unikanie myśli o dniu jutrzejszym. Taka przyjemna kilkugodzinna śmierć.
Ruszyłam zatem do sypialni, oszukując się iluzją względnej normalności. Jeszcze niedawno, kiedy chadzałam po tym domu i wykonywałam wszelkie domowe czynności, mój żywot określiłabym jako marny. Ale tamta marność była o wiele mniej groźna, zdecydowanie bardziej ...
... dogodna, niż ta, której obecnie doświadczałam. W stosunkowo krótkim czasie redefiniowałam wiele pojęć dotyczących wygody, spokoju, szczęśliwości.
Przystanęłam przed pokojem Filipa i zaczęłam nasłuchiwać. Zza drzwi dobiegał cichy stukot muzyki, co oznaczało, że chłopak nie położył się jeszcze do łóżka. Miałam jeszcze szansę, by dopowiedzieć kilka słów, pokazać synowi, że naprawdę dobrze mu życzę. Może taki drobny gest byłby owym doraźnym panaceum wobec boleściwej narracji, wypełniającej moją głowę.
2. b.
W szybkim błysku wyobraźni zobaczyłam siebie, siedzącą na skraju łóżka i objaśniającą synowi, jak trudno mi żyć, jak organizować proste sprawy, komunikować się albo przyjmować uczucia. Terapeutyczną metodą przepracowalibyśmy ostatnie dni, miesiące i lata. Przebaczyłabym mu oraz poprosiłabym o jego przebaczenie. Zawarlibyśmy ugodę poprzez oczyszczający, szczery uścisk, który stanowiłby ostateczną cezurę w naszej zwichrowanej historii. Od teraz żylibyśmy ze sobą, jak najlepsi przyjaciele. W każdej sytuacji mielibyśmy w sobie oparcie. Syn, którego nigdy nie chciałam, stałby się niespodziewaną deską ratunku, zaś patologia naszych wspólnych doświadczeń (a właściwie świadome zapomnienie o nich) scementowałaby naszą relację.
Po naciśnięciu klamki całość wyrafinowanych wyobrażeń trafił szlag. Wtargnęłam do jego pokoju i od razu poczułam się, jak intruz. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa.
Leżał na łóżku z walkmenem na uszach. Szaleńcza punkrockowa muzyka przezierała przez ...