Dzikie bestie. Leksykon
Data: 22.01.2020,
Kategorie:
masochizm,
patologia,
kazirodztwo,
obsesja,
zboczenie,
Autor: DwieZosie
... w czasie trwania tej bańki przestałam zwracać uwagę na jego odnowione zapędy. Zaczęło się od jakichś drobnych gestów, sporadycznego dotyku. Potem były pocałunki, ocieranie, macanie miejsc intymnych. W miarę narastania pewności siebie, przypadkowe wytryski w majtki ustąpiły miejsca otwartemu onanizmowi, za którym szło oblewanie spermą moich pleców, ud czy łona. Wreszcie przeszedł do penetracji.
Z początku robił to raz na tydzień, potem kilka razy w tygodniu. Ani się obejrzałam, jak sypialiśmy ze sobą codziennie.
Bywały dni, gdy próbowałam go odepchnąć albo zniechęcić jakimś nieprzyjemnym słowem, ale do wszystkiego brakowało mi energii. Byłam nieprzekonująca, jakby wiecznie zaspana i nieobecna. Poddawałam się, dla świętego spokoju, którego i tak nie mogłam w pełni uzyskać.
Ciężko było to nazwać kochaniem się. Nie czułam nic szczególnego, oprócz ciepła w środku czy potu na piersiach. Nie miewałam orgazmów. Zwyczajnie pozwalałam mu korzystać z mojej pochwy. Gapiłam się w sufit lub leżałam z zamkniętymi oczami, podczas gdy ten forsował zasieki mojego gęsto owłosionego sromu.
Czasem tłumaczyłam sobie, że to nic nie znaczy. Że z punktu widzenia kosmosu jesteśmy tylko durnymi zwierzętami. Kawałkami ożywionego mięsa, wykonującymi przedziwne tańce na ciasnej, peryferyjnej planecie.
Innym razem uspokajałam się myślą, że jego obfite wytryski były równoznaczne z kichnięciem. Były takimi samymi wydzielinami, jak pot, łzy albo mocz. Nie mógł mnie zapłodnić, skoro już byłam ...
... brzemienna.
Najczęściej jednak nie myślałam o niczym szczególnym. Wychodziłam z ciała i na czas stosunku istniałam w jakiejś innej rzeczywistości, pozbawionej grawitacji oraz odczuwania zmysłowego.
Znów byłam drętwym zbiornikiem na spermę. Przyjmowałam ją w siebie nawet wtedy, gdy brzuch zrobił się pękaty i lada dzień groził porodem.
Nawiasem mówiąc, Filip umoczył jeszcze ostatniego dnia ciąży. O poranku wyciekało ze mnie nasienie, zaś wieczorem wody płodowe.
- To już – pokrzykiwałam na niego, jakby w istocie był moim mężczyzną. - Wzywaj taksówkę!
1. d.
Urodziłam chłopca. Był okazem zdrowia, co dawało mi nadzieję, że nie pochodził z kazirodczego poczęcia. Ta myśl przebudziła mnie, ale tylko szczątkowo i na krótką chwilę. Po powrocie ze szpitala podjęłam decyzję o oddaniu dziecka do adopcji.
Filip próbował mnie od tego odwieść, jednak szybko skapitulował. Widać było po nim, że nie zależy mu zbyt mocno na rozkrzyczanym bobasie w domu.
Przez kolejne miesiące było podobnie, jak przed porodem. Filip każdej nocy robił sobie dobrze, wykorzystując do tego celu poszczególne części mojego ciała. Z tą tylko różnicą, że wymogłam na nim używanie prezerwatyw.
Przez jakiś czas stosował się do tego bez szemrania, ale w końcu zaczął straszliwie tęsknić za kontaktem z żywym ciałem. Przekonywał, że wyjmie przed czasem, że skończy – jak niegdyś - na brzuchu albo we włosach łonowych. Nieraz próbował wedrzeć się we mnie siłą. Żeby go uspokoić, sporadycznie otwierałam przed ...